czwartek, 11 lipca 2013

Rozdział XIV

Hej, wróciłam do Was z wielką radością przynosząc ze sobą nowy rozdział. Jednak nie zabetowany Li, moja droga beta straciła zapał do blogowania i betowania. Chciałabym Jej podziękować za serce włożone w poprawę rozdziałów. Mam nadzieję, że wrócisz. Jednak na chwilę obecną potrzebuje bety zastępczej. Chętne dziewczyny zostawiajcie gg w komentarzach. Odezwę się. Liczę, że ktoś się zgłosi.
Rozdział zadedykowany drogiemu Irytkowi. Twój baaardzo przesunięty w czasie prezent urodzinowy. A teraz czytamy i komentujemy moje Drogie :-)


Hermiona odwróciła się do Draco. Promienie wrześniowego słońca przebiły się przez pokrywę gałęzi oświetlając jasne włosy chłopaka. Jego stalowo – szare oczy błyszczały.
– Jasne – powiedziała Riddle uśmiechając się delikatnie. Dziewczyna nie mogła zauważyć, że w oczach stojącego za nią Paula pojawiło się rozczarowanie. Pansy spojrzała z troską na brata jednak nic nie powiedziała. Nie wiedziała co mogłaby w tej sytuacji powiedzieć. Reszta klasy szybko dobrała się w pary. Każdy chwycił biały, niewielki kwadratowy koszyk. Na znak profesor Sprout uczniowie zagłębili się w bajkowy las. Wysokie drzewa swymi gęstymi gałęziami pokrytymi srebrnoszarymi igłami tworzyły pachnący baldachim nad głowami uczniów. 
– Pięknie tu. – powiedział Draco rozglądając się wokoło. Hermiona była nieco zaskoczona reakcją szesnastolatka. Nadal nie mogła się przyzwyczaić, że ten arystokrata potrafi okazywać także pozytywne emocje. Kiwnęła głową przyznając mu rację. W lesie panował półmrok, sprężysta zielona trawa uginała się pod stopami bez żadnego dźwięku. Gdzieś w oddali rozległ się ptasi trel. W milczeniu ruszyli dalej rozglądając się uważnie. Nieco bliżej usłyszeli głosy jakiś innych uczniów z ich roku. Im głębiej szli w las tym więcej dźwięków życia leśnego docierało do ich uszu. Mimo tego, że było jasne popołudnie w lesie była ograniczona widoczność. Dwójka młodych czarodziei w tym samym momencie wyciągnęła różdżki co wywołało u nich wybuch śmiechu, który rozszedł się echem po lesie. Choć w tej sytuacji nie było nic śmiesznego oni przez krótką chwilę nie mogli złapać tchu. Draco spojrzał na dziewczynę. Była taka piękna jak się śmiała...- przeszło mu przez myśl. 
– Lumos. – szepnęli a z dwóch różdżek wydobyło się światło oświetlając im drogę. 
– Ciekawe czy ktoś już znalazł tą roślinę. – zastanawiała się mimochodem Hermiona. 
– Nie mam pojęcia ale pewnie my niedługo ją znajdziemy. – odpowiedział Draco rozglądając się. 
– Całkowicie o zapomniałam! Wskaż mi! – powiedziała Hermiona. Różdżka zakreśliła z nią koło i wskazała na wschód. Teraz ich poszukiwania staną się łatwiejsze. Ruszyli we wskazanym kierunku.
 – Co sądzisz o tym całym Turnieju? – zapytał dziewczynę Draco chcąc przerwać milczenie. 
– Uważam, że ten Turniej może być ciekawym doświadczeniem gdyby nie to, że będziemy tam musieli współpracować z innymi domami. – może kiedyś Miona by poparła tą idee jednak teraz budziło to w niej wstręt. Draco pokiwał głową. Jego poglądy były podobne. Znowu zapadło milczenie. Jednak to milczenie było inne. Co jakiś czas któreś z dwójki Ślizgonów rzucało zaklęcie Wskaż mi. Intuicja podpowiadała czarodziejom, że są już bardzo blisko celu. Hermiona wykonała skomplikowany ruch różdżką mrucząc coś pod nosem. Światło wywołane przez zaklęcie Lumos odłączyło się od jej różdżki i zawisło kilka stóp nad ich głowami kilka sekund później do światła Hermiony dołączyło światło z różdżki Draco który patrzył na dziewczynę zaszokowany. 
– Przydatne zaklęcie. – skomentował blondyn otrząsając się z szoku. 
– Zaklęcie mojego autorstwa. Całkowicie niewerbalne. Wymyśliłam je w czwartej klasie. – powiedziała Dziedziczka Salazara wzruszając skromnie ramionami. Smok zaczął dostrzegać coraz więcej zmian w tej dziewczynie. A im bardziej ją poznawał tym większe było to dziwne uczucie kiedy ją widział. Niepokoiło go to. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie doświadczył a dziewczyn w jego życiu było już naprawdę sporo. Tylko ta niepozorna  dziewczyna o oczach koloru mlecznej czekolady  wywoływała u niego takie emocje. Młody Malfoy zatopił się w rozmyślaniach. Hermiona przypatrująca mu się kątem oka pomyślała : - Z tym zamyślonym wyrazem twarzy wyglądasz jeszcze przystojniej.  zaraz jednak, po tych słowach w głowie dziewczyny odezwał się rozsądek. Rozejrzała się wokoło modląc się, żeby gdzieś tu była ta teranula. Światło padło na coś co znajdowało się dziesięć stóp wyżej na jednej z rozłożystych srebrnych sosen. Wyraźnie było widać różową poświatę.
 – Draco patrz! – powiedziała czarownica wyrywając blondyna z zamyślenia. Natychmiast spojrzał we wskazanym kierunku. 
– Nareszcie. – powiedzieli równocześnie uśmiechając się do siebie szeroko. Draco podszedł do drzewa. 
– Pozwolisz? – zapytał blondyn machnięciem różdżki transmutując mundurek na wygodny czarny dres i szarą bokserkę. Na dłoniach miał specjalne rękawice do wspinaczki. Na nogach Prefekta Naczelnego były adidasy. Hermiona zdębiała patrzała na jego umięśnione ciało. 
– Ty zamierzasz się wspinać? – zapytała nadal nie mogąc wyjść z szoku. 
– A jak masz zamiar inaczej się dostać do tej roślinki? – odpowiedział pytaniem na pytanie Smok.
Brązowowłosa musiała mu przyznać rację- innej drogi nie było. Machnięciem różdżki transmutowała szatę w wygodny, brązowy dres, adidasy i białą bokserkę. Kiedy byli gotowi do wspinaczki Hermiona machnięciem różdżki wyczarowała dwie uprzęże i liny Malfoy prychnął. 
– Po co to? – zapytał szarpiąc za uprząż która za nic nie dała się rozpiąć. Różdżki schowali w praktycznych kieszeniach. Koszyki przywiązali do liny. Hermiona nie cofnęła zaklęcia światła. Biała kula leciała kilka cali przed nimi oświetlając drogę. 
– A po to, Malfoy żebyś mi nie spadł i się nie połamał. Zakrwawiony znacznie stracisz na atrakcyjności. – powiedziała Miona ze złośliwym uśmieszkiem. Rozpoczęła wspinaczkę. Draco bez trudu zmieścił się koło niej na potężnym pniu. Wspinaczka na początku była łatwa, jednak im wyżej się wspinali tym ciężej im było z powodu coraz gęściej rosnących gałęzi. Byli świadomi, że zostało im nie wiele czasu na powrót. 
– Poczekaj tutaj – powiedział miękko Draco widząc zmęczenie Hermiony. 
– Dam radę – oświadczyła twardo Riddle odgarniając grzywkę z oczu. Smok pokręcił głową ale nic nie powiedział bo wiedział, że nie ma sensu się wykłócać z tą dziewczyną. Po dłuższej chwili byli na tej samej gałęzi co kwiat. Dopiero teraz mogli mu się dokładnie przyjrzeć. Osadzony solidnie w korze drzewa, jednak na pierwszy rzut oka było widać, że nie tkwi zbyt głęboko. Ten kwiat nie był identyczny z tym, który pokazała im profesor zielarstwa. Ten składał się z podwójnej cebulki i podwójnej łodygi. Wyglądał jak dwa osobne kwiaty połączone w jedną całość. Hermiona i Draco kierowani jakąś nie znaną siłą jednocześnie dotknęli kwiatu. Ich twarze rozjaśniły delikatne uśmiechy.
 – Pozwolisz? – zapytał cicho blondyn patrząc w piękne oczy szatynki. Dziedziczka Salazara tylko delikatnie się uśmiechnęła. Przysunęła się i bez słowa go pocałowała. Młody Malfoy odwzajemnił pocałunek z pasją tak wielką, że gdyby nie trzymająca ich lina spadli by z drzewa. Po długiej chwili będącej dla dwójki Ślizgonów mgnieniem oka oderwali się od siebie. W głowie Hermiony eksplodowało tysiąc myśli. Czuła się zagubiona, nie wiedziała co ma myśleć o tej sytuacji. Przecież mieli być tylko przyjaciółmi. Jednak jej serce biło szybciej na wspomnienie miękkich warg Dracona. Westchnęła i pokręciła lekko głową. Nawet jeśli miałaby u niego jakieś szanse on pewnie ma już wybraną żonę. Wiele w ostatnich latach czytała o zwyczajach czarodziejskiej arystokracji. 
– Wracajmy. – powiedziała Hermiona przerywając ciszę buzującą emocjami. Perfekt Naczelny uśmiechnął się delikatnie widząc emocje wypisane na twarzy szatynki i skinął głową. Szybko uporali się z wyciągnięciem roślinki z pnia drzewa oraz umieszczeniem jej w koszyczku po czym rozpoczęli mozolne schodzenie. Szło im to nieco sprawniej niż wspinaczka. Pomiędzy nimi była cisza pełna niewypowiedzianych wyznań. Po dłuższej chwili byli już na dole. Gdy ich stopy dotknęły ziemi w powietrzu przed nimi zmaterializowała się strzałka pokazująca im drogę. Machnięciem różdżek pozbyli się uprzęży oraz sportowych strojów, które ponownie zamieniły się w szkolne szaty, następnie ruszyli za strzałką, która oddalała się od nich tylko na najwyżej pięć stóp. 

W tym samym czasie, 

Paul szedł za siostrą rozglądając się po puszczy z zainteresowaniem. Zaciekawiła go ta lekcja zielarstwa. Byłaby jeszcze przyjemniejsza gdyby w poszukiwaniu tej intrygującej rośliny towarzyszyła mu pewna Ślizgonka a nie jego siostra... Postanowił się przestać oszukiwać. Zakochał się. Idiotycznie ale jednak...
– Paul, mówię do ciebie od pięciu minut a ty w ogóle mnie nie słuchasz! – do uszu czarnowłosego dobiegł poirytowany głos jego siostry bliźniaczki. Odwrócił głowę delikatnie w prawo i spojrzał w prost w zielone oczy Pansy błyszczące z oburzenia. Nie lubiła być ignorowana. Na jego wąskie wargi wpłynął przepraszający uśmieszek na który poleciałaby nie jedna dziewczyna.  
– Przepraszam siostrzyczko. –  powiedział cicho. Pansy nie potrafiła się na niego gniewać zbyt długo. Jej oblicze złagodniało i pozwoliła sobie na delikatny uśmiech. – Och, jesteś nieznośny. Nie potrafię się na ciebie długo gniewać. – Paul roześmiał się cicho. Uśmiechnął się jeszcze szerzej kiedy na pobliskim drzewie dostrzegł poszukiwaną roślinę. Rozłożyste gałęzie drzewa kołysały się miarowo. Bystre oczy chłopaka wypatrzyły blask bijący od rośliny prawie przy samej koronie ogromnego drzewa.
– No, siostrzyczko, mamy szczęście –  powiedział cicho poprawiając w dłoni koszyk. Smukłym palcem wskazał Pansy miejsce gdzie się znajdował obiekt ich poszukiwań. 
– I to nawet podwójne. – zgodziła szesnastolatka pokazując drugie światełko znajdujące się na drzewie stojącym bardziej z ich prawej strony.
– Tylko jak my się tam dostaniemy, o wiem! Accio Błyskawica! – sekundę później do uszu rodzeństwa dobiegł odgłos przedzierania się przez las oraz ten charakterystyczny świst towarzyszący lecącej miotle.
– Jesteś geniuszem,braciszku. – powiedziała brunetka patrząc na brata, kiedy miotła zatrzymała się przy nim.
– Wreszcie sobie to uświadomiłaś. Merlinie, dzięki ci! Na moją siostrę spłynęło olśnienie! Czekałem na to długie szesnaście lat! – powiedział Paul nadając swojemu głosowi stosownie dramatyczny ton.
– Paul, pajacu, przestań i wskakuj na miotłę chcę to mieć już z głowy. – powiedziała dziewczyna przybierając minę nieznoszącej sprzeciwu starszej siostry. Choć przecież była starsza tylko o pięć minut. Podziałało. Chłopak usiadł z przodu a jego siostra usiadła tuż za nim. Miękko odbili się od ziemi i zaczęli nabierać wysokości lawirując pomiędzy rozłożystymi srebrnymi gałęziami. Kiedy znaleźli się na odpowiedniej wysokości mogli dostrzec wyraźnie różowe płatki rośliny. Podlecieli nieco bliżej. Gałęzie rosły na tyle szeroko by mogli bez problemu dostać się do tej z Teranulą.
– No dalej, Pan. – powiedział młody czarodziej. Poczuł jak jego siostra kurczowo łapie się tyłu jego szaty wyciągając się po roślinkę.
– Mam! – w głosie brunetki słychać było triumf. Po chwili i Paul miał swoją roślinkę. Wzbili się ponad las.
Widok na otaczające ich wzgórza zapierał dech w piersiach. Jednak rodzeństwo było zatopione w myślach.
Chcieli aby na miejscu drugiego z rodzeństwa siedziała osoba do której należało ich serce.
Po chwili przykrych rozmyślań wylądowali na polance gdzie stała profesor Sprout z Theodorem,Blaisem, Harry'm, Ronem, Parvati, Lavender i kilkoma innymi uczniami  szóstego roku z Domu Lwa.
– No widzę, że wy też sobie poradziliście. – ucieszyła się opiekunka Domu Puchonów podchodząc do nich i zaglądając do ich koszyków. Z lasu wyłonili się Draco i Hermiona. Uwagę wszystkich zebranych uczniów przykuły prawie splecione dłonie Riddle i Malfoya spoczywające obok siebie na białej wiklinowej rączce koszyka. Paul poczuł się jakby ktoś zdzielił go pięścią w żołądek. Pansy widząc minę swojego brata poczuła współczucie. Miłość nie wybiera.
– Co tam macie kochaneczki? – uwagę starszej czarownicy pochłonęli nowo przybyli uczniowie. Kiedy
odchyliła klapę wiklinowego kosza z jej ust wydobył się stłumiony okrzyk zdziwienia wywołując poruszenie Gryfonów i zaciekawienie Ślizgonów...