piątek, 30 sierpnia 2013

Miniaturka: Always together

Hej,
Mam dla Was coś co wyprodukowała moja wena nakarmiona pięknymi komentarzami za które Wam bardzo dziękuje. Niestety miniaturka bez bety.  Ten twór chorej wyobraźni autorki miał nazywać się Więźniarka Azkabanu.  Ale zmieniłam nazwę. Kiedy pisałam ostatnie zdanie miniaturki nasunęły mi się te słowa. Ten tytuł bardziej mi pasował. Pisząc początek targały mną emocje. Wyobrażałam sobie to co pisze i to ściskało mi serce. Zobaczymy jak Wy ją przyjmiecie. Mam nadzieje, że pojawią się obiecane przy patronusie komentarze :)   Miniaturka nie ma żadnego powiązania z głównym opowiadaniem.



Azkaban nie należał do najprzyjemniejszych miejsc w świecie czarodziejskim. Ale obowiązek Ministra Magii zobowiązywał. Zwłaszcza, że w ciągu dwóch lat od zakończenia wojny osadzono tam wielu śmierciożerców. A nawet samą córkę Czarnego Pana która miała dziś mieć proces. Zamknięto ją pół roku temu w Azkabanie przed procesem by uniemożliwić jej wymiganie się od kary. Jej obrońcy wpłacili kaucje dającą Riddle półtora roku wolności. Minister nie chciał myśleć o tym, że kiedyś to była Hermiona Granger. Takie rozmyślania towarzyszyły Kingsleyowi kiedy przygotowywał się do podróży przez morze północne. Leciało z nim kilku wykwalifikowanych aurorów. Riddle nie była niebezpieczna podobno Azkaban wykończył ją szybciej niż kogokolwiek. W podróży towarzyszyli mu Potter, Weasley, Thomas, Lupin i Black.                                            
– Zapowiada się ciężka przeprawa. – mruknął Remus, który po wojnie został zaproszony do wykonywania zawodu aurora. Cała piątka je otrzymała. Może dlatego, że podczas wojny wykonali najlepszą robotę. Mężczyźni wiedzieli, że nie chodzi tutaj o samą podróż. Chodziło o stan psychiczny Hermiony. Była kompletnie załamana. Żadnej iskry życia...                                   
– Remusie mi też się nie uśmiecha podróż do tego miejsca. W końcu spędziłem tam trzynaście lat. Ciekawe czy dementorzy mnie pamiętają. Tak się za nimi stęskniłem! – mruknął Syriusz. Dwa ostatnie zdania wypowiedziane przez mężczyznę ociekały sarkazmem.
  – Na trzy. Raz. Dwa. Trzy! – przerwał tę wymianę zdań minister sześć donośnych trzasków rozległo się w tej samej chwili. Tylko ta szóstka mogła pokonać bariery ochronne Azkabanu. Aportowali się u stóp twierdzy. Jak na komendę w tym samym czasie otulili się mocniej pelerynami. Przy boku każdego z czarodziei był patronus chroniący przed dementorami weszli do środka przez wąskie drzwi.. Pokonywali w milczeniu wąskie schody. Na każdym poziomie było około 50 celi. W większości pełnych. Cela 231 była tą której szukali. Mieściła się na czwartym i pół piętrze. Dementor niechętnie odsunął im kraty wiodące do celi. Skulona w ciemnym kącie drobna postać otworzyła oczy. Każdy mężczyzna wzdrygnął się nieznacznie widząc te kiedyś ciepłe czekoladowe tęczówki wypełnione teraz strachem . Kobieta była przeraźliwie chuda. Jej toga więzienna wisiała na niej przeraźliwie. Włosy poskręcanym kołtunem opadały na szarą od braku słońca twarz. Harry i Ron ostrożnie podeszli do czarownicy. Pozostała trójka celowała w nią różdżkami. Chwycili ją za ramiona i podnieśli. Obaj dorobili się sporo mięśni i wyrośli. Kiedy ją chwycili kobieta unosiła się kilka cali nad podłogą. I tak zapewne nie byłaby w stanie iść sama. Trzask oznaczający deportację rozniósł się po kamiennych ścianach. Wylądowali w głównym holu Ministerstwa wypełnionym teraz przez reporterów. Na ten proces czekano. Domagano się pocałunku dementora. A to wszystko przez nazwisko jakie ta czarownica nosiła. Minister sam był sędzią na tym procesie bojąc się, że sędziowie z Wizengamotu mogliby okazać się niesprawiedliwi. Oczekiwano szybkiego procesu i szybkiej egzekucji. Bez obrony. Przecież ona i tak nie byłaby w stanie się bronić. Minister jednak powołał dwóch obrońców. Severusa Snape'a i Dracona Malfoy'a . Obydwaj byli śmierciożercami. Ale chronił ich dokument zwany Łzami Feniksa. Był to dołączony do testamentu Albusa Dumbledore'a list uniewinniający te dwie osoby od zarzutu śmierciożerstwa. W siódemkę zjechali windą do Departamentu Przestrzegania Prawa. Hermiona zwisała pomiędzy ramionami dwójki dziewiętnastolatków jak szmaciana lalka. Była nieprzytomna.                               
– Panie Ministrze! Riddle straciła przytomność. – powiedział zaniepokojonym tonem Harry. Była kiedyś jego przyjaciółką. Nadal się o nią martwił zwłaszcza, że to jej matka ocaliła go od śmierci w Zakazanym Lesie. To Camile umożliwiła mu pokonanie jej męża. Szkoda, że przy tym sama zginęła. Harry dopilnował by pochowano ją tak jak należy. A nie jak większość poległych śmierciożerców pod murami Azkabanu.                                                                                                                              – Przesuniemy rozprawę o kilka godzin. – mruknął minister wysyłając patronusa. Spojrzał na zmaltretowaną twarz dziewczyny. Ogarnęła go litość.                                                                  
– Zaniesiemy ją do mojego gabinetu.Wezwiemy uzdrowiciela... – powiedział Lupin a w jego głosie było słychać wahanie. Uzdrowiciele nie chcieli leczyć osób które parały się śmierciożerstwem. Jej mogliby zrobić celowo krzywdę. Skazańców leczyli jeśli była potrzeba Severus wraz z Poppy.                                                   
– Expecto Patronum. – mruknął Black. – Posłałem po Severusa i Poppy. – wyjaśnił. Przenieśli bezwładną dziewczynę do biura Lupina mieszczącego się na drugim piętrze. Ron machnięciem różdżki zmienił biurko w wygodne łóżko. Kiedy zobaczył uniesione brwi piątki mężczyzn spurpurowiał. – Przecież to była nasza przyjaciółka. I nie brała czynnego udziału w bitwie. Niech chociaż przez chwilę będzie jej wygodnie. – tłumaczył się rudy auror. Harry rozumiał. Kiedy jej ojciec zabijał Hermiona wraz z Poppy ratowała rannych. Razem ułożyli drobne ciałko dziewczyny na łóżku. Wydawała się jeszcze mniejsza pod puchatym kocem wyczarowanym przez Remusa.                                                                                                                                   
– Właśnie Kingsley... Nie brała udziału w bitwie. Ratowała w tym czasie rannych! Była śmierciożercą ale raczej nie miała wyboru. Już te pół roku w Azkabanie było wystarczającą karą. Przez sześć lat wzorowa uczenica... – zaczął Syriusz ogarnięty litością kiedy patrzył na Hermionę skuloną na łóżku. Była taka bezbronna.
 – Wiem Black, wiem. Pilnujcie jej. Nie długo wrócę. – powiedział minister i już sekundę później go nie było. Szybkim krokiem zmierzał do swojego gabinetu. Zatrzymała go dziennikarka ubrana w jadowicie żółtą pelerynę . Towarzyszył jej fotograf podobnie ubrany.
– Panie ministrze, czy to prawda, że rozprawa Hermiony Riddle została przesunięta? – zapytała czarownica a on miał ochotę zakląć. Skąd te hieny prasowe już o tym wiedziały?
– Tak, rozprawa została przesunięta z powodu złego stanu fizycznego więźniarki. – powiedział minister. Fotograf dał mu fleszem po oczach.                                           
– Jaki będzie wyrok? – dociekała. Minister stłumił westchnięcie.                                                     
– Ta rozprawa nie należy do najłatwiejszych. Wyroku nie da się określić jednoznacznie. – minister zobaczył jak na niezbyt urodziwą twarz dziennikarki wkrada się rumieniec oburzenia.
  – Ależ przecież to córka mordercy! – zakrakała.          
– Właśnie CÓRKA. Czy to ona mordowała? Nie. Przepraszam ale jestem zbyt zajęty by dokończyć wywiad. Proszę umówić się z moim pośrednikiem. – uciął minister i odszedł szeleszcząc połami peleryny. Znalazł się w swoim gabinecie. Opadł ciężko na fotel i obrócił się w nim do obrazu wiszącego z tyłu. Był to portret Albusa Dumbledore'a.
– Witaj Kingsley, czyżby wyrok już zapadł? – zapytał były dyrektor Hogwartu.
– Rozprawa została przesunięta o kilka godzin. Riddle jest w złym stanie fizycznym. Zemdlała nam. Potter i Weasley musieli ją wynieść z celi. – mruknął minister. – Przyszedłem poradzić się ciebie Albusie. – dodał.
Poradzić... Porady to cenna i straszna rzecz jeśli usłyszymy ją od nieodpowiedniej osoby. – rzekł siwobrody mężczyzna z portretu. Jego przenikliwe oczy spoglądały na ministra zza okularów połówek.
– Ta dziewczyna nie zrobiła nic złego poza tym, że urodziła się z nieodpowiednim nazwiskiem. Torturowała ale za to spotkała ją już kara. Ratowała ludzi podczas wojny. Jej matka poświęciła żeby pomóc pokonać Lorda Voldemorta. – powiedział minister.                          
– Więc czemu chcesz zesłać ją do Azkabanu? – zapytał łagodnie portret.
 – Dziękuje, Albusie. – powiedział minister wstając z fotela.

W tym samym czasie. Perspektywa Harry'ego


Patrzył na Hermionę a przez jego głowę przelatywały wspomnienia tych pięciu lat spędzonych razem. W gabinecie panowała atmosfera oczekiwania. Czekali na Severusa i Poppy. Szatynka nie poruszyła się ani razu odkąd ją tu przynieśli i gdyby nie jej chrapliwy urywany oddech wzięliby ją za martwą. Wreszcie drzwi otworzyły się i wpadł przez nie Snape.                
– Odsuńcie się od niej. – burknął na przywitanie Mistrz Eliksirów od razu podchodząc do łóżka i wyciągając z kieszeni jedną fiolkę z jadowicie zielonym płynem.      
– Co jej podajesz Severusie? – zapytał Lupin, który nieco powiększył swój gabinet zaklęciem. Pięcioro aurorów stłoczyło się we wyczarowanej wnęce. Główna część schludnego gabinetu była zajęta przez wygodne łóżko.                      
– Eliksir Wzmacniający. – burknął Snape odkorkowując flakonik. – Potter chodź tu. Przytrzymasz jej głowę żeby się nie zadławiła – natychmiast podszedł do łóżka i odpowiednio przytrzymał głowę byłej przyjaciółki. Przez szarawą skórę czuł wyraźnie jej żuchwę. Połknęła eliksir natychmiast. Odsunął ręce i wrócił do wnęki.
– Za piętnaście minut powinna się zacząć poruszać. Teraz była zbyt słaba by mieć koszmary. Ale to za piętnaście minut minie. Radzę ci rzucić zaklęcia wyciszające gabinet, Lupin. Muszę lecieć do zamku po resztę eliksirów. Poppy jest zajęta. Draco zaraz przyjdzie żeby jej przypilnować. – po tych słowach jego znienawidzony nauczyciel rozpłynął się. Poczuł jak ktoś odciąga go od łóżka Riddle. To był Ron. W tym czasie Lupin zaczął rzucać zaklęcia wyciszające. Pomagał mu Syriusz.        
– Harry... My nie możemy pozwolić by znowu trafiła do Azkabanu. – powiedział stanowczo jego przyjaciel.                                                                    
– Spokojnie Weasley. Z taką obroną nikt jej tam nie wyśle. – za plecami Wybrańca rozległ się głos Malfoya. Odwrócili się do blondyna.
– A więc chcesz powiedzieć, że gramy w jednej drużynie? – zapytał. Nigdy by się takiego obrotu spraw nie spodziewał. Gdyby ktoś mu powiedział, że będzie robić coś wspólnie z Malfoyem wyśmiałby go.  
– Tak, Potter. Nie wierzę, że to mówię ale tak. Dla niej. – powiedział Draco. Wymienili uściski dłoni. Blondyn natychmiast zajął miejsce przy łóżku dziewiętnastolatki patrząc z niepokojem na zegar wiszący nad drzwiami. Harry odruchowo też tam spojrzał. Została minuta... Wszyscy zamarli jakby oczekując na cios. Hermiona poruszyła się. Drgnęły jej kościste palce zakończone długimi żółtymi paznokciami. Przekręciła się na drugi bok. Oczy wszystkich były utkwione w nastolatce. Spała a z jej ust wydobył się cichy jęk. Draco natychmiast rzucił zaklęcie sprawdzające. To nie był żaden fizyczny ból. Zaczynał się jej koszmar... Zaczęła się rzucać w pościeli. Z jej gardła wydobył się ochrypły krzyk. Blondyn złapał ją delikatnie za rękę. Głaskał ją po brudnym zapadniętym policzku. Mruczał coś do niej uspokajająco jednak to nic nie dało. Hermiona była zamknięta w więzieniu swojej złamanej psychiki. Krzyk przybierał na sile. Z każdą sekundą. Był to okropny chwytający za serce dźwięk.
Malfoy, zrób coś! – wrzasnął Dean zakrywając uszy. Blondyn głaskał ją po czole na którym zaczynał pojawiać się pot.
 – Nie zabijaj ich! Są niewinni! Nie rób tego! Nieee! – krzyk ustał przeradzając się w mamrotanie. Jednak ostatnie słowo zamieniło się w krzyk. Draco nie mógł znieść cierpienia tej kruchej istotki jaką była jego Hermiona. Rzucała się jeszcze bardziej. Zrobiłaby sobie krzywdę gdyby nie to, że Draco zamknął ją w żelaznym uścisku swoich ramion. Mruczał do niej cały czas próbując ją wyrwać z koszmaru. Zebrani we wnęce mężczyźni przyglądali się temu ze zdziwieniem. Łzy na policzkach dziewczyny zostawiały lśniące ślady. Krzyk trwał i trwał a oni byli coraz bardziej bezradni. Na szczęście wrócił Snape z torbą eliksirów. Draco trzymał dziewczynę kiedy mężczyzna podawał jej eliksiry. Uspokajający. Witaminowy. Jednak nie sięgnął po eliksir Słodkiego Snu co zdziwiło chłopaka. Kiedy dziewczyna przestała się rzucać wszyscy odetchnęli z ulgą.
 – Dlaczego nie dasz jej eliksiru Słodkiego Snu? – zapytał blondyn zmartwionym tonem.
 – Nie wolno mi. Ten eliksir wziąłem żebyś mógł go jej podać jak zabierzesz ją już do domu. – powiedział Snape. Harry zdumiał się pewnością Postrachu Hogwartu o tym, że Riddle wróci do domu...
Rozprawa odbędzie się za godzinę. – dodał mężczyzna. Ta wiadomość obniżyła temperaturę w pomieszczeniu o kilka stopni.
Godzina szybko minęła na rozmowie o tym jakich argumentów użyć żeby obronić Hermionę. Ktoś musiał obudzić Hermionę. To zadanie padło na Draco, który z wielką delikatnością potrząsnął jej ramieniem. Cicho wymawiał też jej imię. Hermiona zatrzepotała rzęsami i otworzyła oczy. Niemal natychmiast je zamknęła krzywiąc się z bólu.                                     
– Jej oczy odwykły od światła. – warknął Draco. Machnięciem różdżki zasunął zasłony. Gabinet zasnuł półmrok.                                     
– Możesz otworzyć oczy Hermiono... – powiedział łagodnie Severus. Szatynka otworzyła oczy. Pełne strachu i bólu. Draco delikatnie wyciągnął do niej rękę którą ona po chwili wahania ujęła.
 – Gdzie... – zachrypiała wbijając swoje długie paznokcie w dłoń blondyna który starał się nie skrzywić. Pomógł usiąść Hermionie.
W ministerstwie, skarbie. Zaraz masz proces. Nie bój się wyciągnę cię z tego razem z Severusem i twoimi byłymi znajomymi. Obiecuję. – powiedział uspokajającym tonem chłopak.
Musimy iść Hermiono... – powiedział Harry podchodząc do łóżka z ciężkimi stalowymi kajdankami.
 – A to po co Potter? – warknął Draco. Zielonooki rzucił mu uspokajające spojrzenie. Hermiona puściła jego dłoń. I pozwoliła się zakłuć w kajdanki. Potter chwycił ją za ramię i wraz z Weasleyem pomogli jej wstać. Spojrzała na Draco niewiele rozumiejącym spojrzeniem. Starał się uśmiechnąć żeby pokazać jej, że będzie dobrze. Ostatnie co mógł jej dać to pocałunek w czoło.
  – Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz. Tylko nic nie mów. – tak było bezpieczniej. Ona żyła przez pół roku koszmarem... Skinęła głową i rzuciła mu ostatnie spojrzenie zanim aurorzy ją wynieśli z gabinetu.
Lepiej ulecz te rany po paznokciach po krwawisz. – mruknął Snape. Draco machnął różdżką nad ręką zasklepiając ranki i pozbywając się krwi. I wyszli z gabinetu.

Cztery godziny później

Perspektywa Draco


Było już po rozprawie. Naprawdę ciężko było przekonać Wizengamot o niewinności Hermiony jednak ze wstawiennictwem samego Ministra wyrok nie mógł być inny. Hermiona była niewinna. A on mógł ją zabrać do domu. Do siebie. Pomóc jej otrząsnąć się po półrocznym koszmarze. Być z nią już na zawsze. Ta perspektywa napełniała go szczęściem. Dopóki będą mieli siebie nic więcej im nie jest potrzebne. Chciał być z nią kiedy będzie szaleć z radości i tonąć w smutku. Potrzebował jej tak jak ona jego. I nic innego nie było ważne.

Always together.


środa, 21 sierpnia 2013

Patronus w kropki.

Hej...
Teoretycznie rozdział XVI powinien pojawić się już jutro, jednak przyszło do mnie jedno małe ale odbierając całą wenę. Wiecie co to za ale??? Nie? No więc już Wam zaraz powiem.
To pewne ale to Wasze komentarze. Cieszę się z każdego jednego. Uwielbiam Was za nie. Ale dziesięć komentarzy nie potrafi mnie zmotywować na tyle bym mogła wykrzesać z siebie coś kreatywnego. A nie chcę powielać schematów. Przecież to jest nudne. Czytanie tej samej fabuły pisanej nieco inaczej ale jednak nadal takiej samej  jak ta na innych dziesięciu blogach. Teraz Wam powiem otwarcie, że wena odeszła nie chce wrócić.Jestem w kropce. Nie wiem co dalej. A chcę być kreatywna oryginalna. Mówią mi, że mam zbyt ciężki temat żeby odnieść sukces. Ale ja już go odniosłam. Mały sukces... Ale jednak. Mam czytelników. Chcę więcej. Chcę stworzyć coś tak skrajnie odbiegającego od schematów. Ale potrzebuję WASZEJ POMOCY!
A więc...
(Tu Hermiona wtrąciłaby: Nie zaczynamy zdania od więc)
Ale to ta schematyczna powielana przez wielu bloggerów Hermiona Granger stworzona przez samą J.K. Rowling. I ta postać wykreowana na potrzeby Harry'ego Pottera jest świetna. Ale uważam, że gdybyśmy mieli ochotę przeczytać o tej Herm sięgnęlibyśmy po dowolną część HP a nie czytalibyśmy bloga. Wiem... Jest wiele blogów z książkową Hermioną które mają po 100000000000000000000000000000 wejść i trochę mniej komentarzy. Ale dlaczego mamy trzymać się sztywnych schematów skoro możemy dać się ponieść wyobraźni? I ja to robię. Daje się ponieść. Czasami za bardzo. Dlaczego? Bo to uzależnia. Ale żeby dać się ponieść trzeba mieć dopalacz. To WY nim jesteście!
Podoba mi się nawet komentarz o treści : super! podobało mi się.
Dlaczego?
Bo mimo tego, że jest krótki i nie odnoszący się do treści motywuje. Motywuje bo ktoś przeczytał a potem zadał sobie trud uderzenia w klawisze klawiatury żeby pokazać mi i innym czytelnikom, że to mu się podobało!
I mnie to motywuje. Bo ja piszę tu to dla Was a nie piszę tego do "internetowej szuflady".
Daje mi to frajdę. Ale do czasu. Wena odchodziła już wiele razy. O tak...
Ale wracała.
Dlaczego?
Dzięki WAM!
Bo daliście jej kopa swoimi komentarzami!
Ale teraz ona jest bardziej zachłanna.
Potrzebuje ich więcej by wrócić...
Więc...
Wiecie co macie robić.
To od Was zależy czy będę publikować.
Szantaż?
Może.
Ale nie wiem jak Was inaczej zmotywować.
Jeśli zadziała...
Wena wróci.

Pozdrowienia.
H.R.

piątek, 16 sierpnia 2013

Rozdział XV



Hej!
Mam zaszczyt Wam przedstawić Rozdział XV. Betowany przez Alex. Dziękuje Ci za to kochana. Z dedykacją dla cudownej bety oraz Venetii.
Rozdział... No, cóż mam nadzieję obudzić nim w Was emocje oraz chęć do komentowania :D
Kolejna notka będzie... Jak pojawi się 20 komentarzy to będzie w poniedziałek a jak będzie mniej to dopiero w czwartek.
Buziole, H.R.


-- Otwórz, Hermiono. -- poprosił, siląc się na uwodzicielski ton, któremu żadna z czarownic w Hogwarcie nie umiała się oprzeć, no może poza dawną Panną-Ja-Wiem-Wszystko. Ale teraz była całkiem inną osobą.Uwielbiał ją za to, chociaż nigdy by tego jej nie powiedział. Nie wiedział,jak to się stało. Ona obudziła jego zimne serce, rozpalając je gwałtownie. Dała mu więcej niż kiedykolwiek on jej zdoła dać. Zwłaszcza, że on miał już wybraną żonę. Ta myśl wywołała u niego obrzydzenie... Musiał poślubić tę idiotkę, Astorię. Ona pewnie też miała już wybranego męża. To było niedozniesienia, że ktoś inny będzie całował jej miękkie cudowne malinowe wargi. Wrócił na ziemię. A więc klątwa była ich przeznaczeniem... Chciał błagać Merlina o cofnięcie czasu. Zrobiłby wszystko, żeby nie skazywać jej na to cierpienie.Nie miało znaczenia jego cierpienie, które było niczym wobec cierpienia tej cudownej czarownicy z jego winy. Nie mógłby z tym żyć. A gdyby zrobił wszystko, żeby go na nowo znienawidziła? Czy wtedy klątwa by przestała ich wiązać? Był gotowy się poświęcić. Jego ojciec miał rację miłość jest słabością. Jego ponure rozmyślania przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Odsunął się. Stała na progu ubrana w rozciągnięty szary sweter i białe spodnie. Na bladych policzkach zobaczył świeże ślady łez. Była piękna,ślady łez na jej policzkach były dla niego przyczyną bólu w tym nietypowym dla niego miejscu. Bolało go serce, poraz pierwszy w życiu. Jak mógłby ją zranić?
-- Hej, mogę wejść? -- zapytał, patrząc w jej błyszczące od łez oczy.
-- Proszę -- powiedziała tylko, wpuszczając go do środka. Rozejrzał się. Ten pokój był odbiciem jej pokoju w Riddle Manor. Uśmiechnął się lekko. Poprowadziła go do części salonowej, którą musiała pewnie sobie zażyczyć. Białe meble, szaro-limonkowe ściany, jasna podłoga. Dodatki też były białe. Obita limonkowym pluszem kanapa przed kominkiem. Widać było, że chciała sobie tu stworzyć oazę spokoju. Uśmiech wpłynął na jego wargi, gdy obserwował, jak siada na kanapie, podkulając nogi i wpatrując się w ogień. Teraz zupełnie nie przypominała córki najpotężniejszego czarnoksiężnika tych czasów. Wyglądała tak niewinnie, tak bezbronnie. Usiadł koło niej nieco bliżej niż zrobiłby to normalnie. Ona położyła mu głowę na ramieniu niemal odruchowo. On zanurzył twarz w jej ciemnych włosach pachnących arbuzami.
-- Pomyślałem sobie, że moglibyśmy uczcić... -- zawahał się przez chwilę, a ona to wykorzystała, żeby się wtrącić.
-- Przecież nie ma powodu do świętowania -- powiedziała martwym głosem.
-- Ależ zawsze się znajdzie. Uczcijmy to, że jesteśmy tu teraz razem -- zaproponował. Nie czekając na jej odpowiedź, wyczarował dwa kieliszki do wina z rżniętego kryształu. Napełnił je ciemnoczerwonym płynem z butelki. Podał jej jeden. Podniósł swoje naczynie aby wznieść toast.
-- Za nas. Żebyśmy zawsze byli piękni i młodzi -- powiedział z uśmiechem. Wyciągnął twarz z jej włosów,by zobaczyć, jak na jej usta wpływa cień uśmiechu.Jednak dla niego ten toast był czymś więcej. Dla niego ta pierwsza część była gorącym życzeniem, nieuchwytnym i zakazanym, ale podobno marzenia się spełniają. Gdyby tylko wiedział, że ona skrycie marzy o tym samym!W pomieszczeniu rozbrzmiał dźwięk stukających się kieliszków. Wypili toast.
-- Powinniśmy powiadomić rodziny o klątwie. -- Hermiona wypowiedziała słowa, które ich oboje napełniały dziwną obawą.
-- Poczekajmy -- powiedział. Chciał to odwlekać tak długo, jak się dało. Gdyby powiedzieli rodzinom musieliby zdeklarować swoje uczucia. A dla nich było jeszcze zbyt wcześnie. Skinęła głową z twarzą pozbawioną wyrazu. Napełnił kieliszki. Obserwował jak ona sięga po swój i wypija go jednym łykiem. Była to oznaka jej rezygnacji i rozpaczy. Objął ją wolną ręką przyciągając do siebie
-- Dostałam list od ojca. -- powiedziała, przerywając ciszę, jaka zapanowała między nimi. Nic nie powiedział. Wiedział o tym, przecież Snape dał go jej przy nim ale teraz to było nie istotne. Chciał,żeby podzieliła się tym,co napisał jej Czarny Pan. Niech rozdzieli ten ciężar na nich dwoje. Chętnie by go zdjął z młodej Riddle całkowicie, jednak tu nie mógł nic zrobić...
-- Nic szczególnego nie napisał po za tym... -- jej palce zaczęły nerwowo bawić się swetrem. Złapał jej nadgarstki bardzo delikatnie jakby były z kruchego szkła. Odwróciła głowę w jego stronę. Wykorzystał okazję i złączył ich usta w delikatnym pocałunku. Uwielbiał kuszącą miękkość ust tej dziewczyny. Oderwała wargi od jego ust. Oddech miała przyśpieszony a na policzkach cudowne rumieńce.
-- Draco... -- powiedziała cicho. Uwielbiał, jak tak wymawiała jego imię. Nie mógł jej pozwolić na zniszczenie tej chwili. Pieprzyć rozsądek i klątwę. Zamknął jej usta pełnym żaru pocałunkiem. Znów dotknęli nieba namiętności, które pojawiało się wraz ze złączonymi wargami.

Była jak narkotyk a on był od niej całkowicie uzależniony.To było najpiękniejsze uzależnienie jakiego kiedykolwiek doznał... Tym razem to on przerwał pocałunek. Zbyt silnie na niego działała. Bał się, że straci kontrole nad sobą. Nie chciał jej wystraszyć. Mogłaby dojść do wniosku, że on myśli tylko o tym, że jest kolejną jego zabawką. Ale ona nie była jego zabawką. Ona była dla niego jak najdelikatniejszy kwiat. Zakazany,oszołamiający,cudowny. Te słowa były dla niego niewystarczające, by ją opisać. Spojrzał w jej cudowne oczy, które teraz lśniły, ale nie ze smutku,lecz z tłumionych emocji, które on w niej rozpalał do czerwoności.
-- Czemu my to robimy? -- zapytała niemal rozpaczliwie. W tym momencie cudowne uniesienie wywołane przez pocałunek runęło jak domek z kart. Cholerny domek z kart. Nie potrafił jej odpowiedzieć.
-- Podobno znasz odpowiedzi na wszystkie pytania – szepnął, patrząc na nią. Chciał utonąć w cudnych oczach tej czarownicy.
-- Na to nie znam odpowiedzi. I niewiem,czy chcę znać – odpowiedziała, odsuwając się od niego na drugi koniec sofy. To było jak cios tłuczkiem w żołądek. Uważała, że jest dla niego kolejną zabawką. To bolało.
-- Hermiono... -- szepnął, nie potrafiąc ukryć wyrzutu w głosie. Napił się. Nie mógł w to uwierzyć. Czy miała jakiekolwiek podstawy, by tak uważać? Gorączkowo myślał nad tym szukając powodu, jednak nie odnalazł we wspomnieniach nic takiego.
-- Powinieneś już iść -- powiedziała. Kolejny cios.
-- Nie chcę, Hermiono nie mogę odejść dopóki... -- powiedział gorączkowo.
-- Musisz, Draco. Potraktuj to jako rozkaz córki Czarnego Pana. -- jej głos był zdecydowany.
Temu nie mógł się sprzeciwić. Poczuł, jak przysięga posłuszeństwa zaczyna mu ciążyć.
-- Jak sobie życzysz, Pani. Do zobaczenia na patrolu.-- powiedział gorzko i już po chwili go nie było. Wszedł do swoich komnat. Chwycił jakąś tandetną szklaną figurkę stojącą na półce z książkami i cisnął nią o ścianę. Szkło rozprysnęło się w miliony kawałeczków. Podobnie czuło się jego serce. Serce, które ona rozpaliła do czerwoności by potem je ugasić gwałtownie. Podszedł do barku i wyciągnął butelkę Ognistej. Pociągnął duży łyk prosto z butelki. Usiadł w fotelu i wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów. Odpalił papierosa od różdżki i się głęboko zaciągnął dymem. Z pomiędzy jego warg wyleciał szary obłok. Pomiędzy kolejnymi zaciągnięciami,brał duże łyki whisky. W końcu, w przypływie rozpaczy, butelka z trunkiem również została rozbita o ścianę.
Sięgnął po kolejną butelkę, rozsiadając się w fotelu.W ciągu kilku minut opróżnił jedną. W ciągu godziny był zalany w trupa. Miłość jest słabością...

Perspektywa Hermiony

Gorzko żałowała tego, jak potraktowała Dracona. Przecież nie dał jej żadnego powodu do tego. Był wobec niej taki czuły, opiekuńczy. Był idealny. Był jej cudownym ideałem. Jednak wola ojca, przekazana w liście, ciążyła bardziej nawet od klątwy.

Droga Córko,

Ufam, że masz się dobrze w twoim prawowitym domu. Snape informuje mnie na bierząco o sprawach Hogwartu. Bardzo interesujący pomysł z tym Turniejem. Musisz się liczyć z tym, że zapewne weźmiesz w nim udział. Poradzisz sobie.Razem z matką podjeliśmy decyzję o Twojej przyszłości. Za niespełna rok będziesz pełnoletnia, więc postanowiliśmy, że zaczniemy szukać męża odpowiedniego dla Ciebie. Matka wyjawiła mi, że z młodym Malfoyem macie się ku sobie. Jednak muszę cię zmartwić. Dracon ma już wybraną żonę, podobnie jak Ty męża. Zostałaś zaręczona już z Paulem Parkinsonem. Jednak jest to jeszcze umowne. Prawdziwe zaręczyny odbędą się na balu w Noc Duchów, który odbędzie się w Riddle Manor. Oczekuję, że twoje relacje z Draconem ulegną zmianie na przyjacielskie. Jeśli nie, młody Malfoy poniesie karę. Proszę, żebyś zainteresowała się Paulem, który jest dużo odpowiedniejszy dla Ciebie. Potraktuj to jako rozkaz. Jako Twój Ojciec i Pan oczekuję, że mnie nie zawiedziesz.

Twój Ojciec

Czytała ten list raz za razem. Z jej oczu spływały coraz to nowsze łzy. A więc klątwa ich dotknęła. Wola ojca była ich klątwą. Wzięła pergamin i pióro. Drżącą ręką napisała odpowiedź.

Ojcze,
Nie śmiem się sprzeciwiać Twej woli. Jednakże chcę, abyś wiedział, że Twoja decyzja mnie boli. Uważam, że Dracon jest dla mnie idealny, a ja jestem idealna dla niego. Będę posłuszna, choć będzie to dla mnie cierpieniem.

Twa Córka



Wyczarowała kopertę i włożyła do niej pergamin. Zaklęciem zapieczętowała list. Mechanicznie poszła ochlapać twarz wodą by zmyć z niej ślady łez. Wyszła z komnat, modląc się, żeby nie spotkać Draco. Nie zniosłaby tego. Lekcje się już skończyły. Ruszyła szybko do gabinetu Severusa. Po dłuższej chwili była już pod drzwiami jego gabinetu. Mężczyzna otworzył jej, ale nie wydawał się zdziwiony jej widokiem.
-- Wejdź -- powiedział cicho.
-- Mam odpowiedź dla ojca. -- powiedziała łamiącym się głosem. Czarne oczy mężczyzny przyjrzały jej się badawczo. Bez słowa sięgnął po kopertę. Schował ją do szuflady z której jednocześnie wyciągnął dwie ciemne fiolki.
-- Masz tutaj Eliksir Słodkiego Snu i Eliksir Uspokajający. Wiesz, że nie powinnaś ich mieszać. Uspokajający jest na jutro. Nie próbuj zrobić nic głupiego. Fiolki są zaczarowane tak, że nie możesz ich zmieszać w żaden sposób. Jesteś dziś zwolniona z patrolu. Doskonale wiedział,jak Hermiona się czuje. Gestem pokazał jej, że ma odejść.
Wróciła do komnat. Natychmiast wypiła eliksir Słodkiego Snu i odpłynęła nim doszła do łóżka.

Perspektywa Draco
Obudził go ból w ręce. Otworzył oczy. Wraz ze świadomością niemal natychmiast pojawił się okropne łupanie w tyle głowy. Z wielkim wysiłkiem spojrzał na swoją rękę, którą dziobała mała sówka Mistrza Eliksirów. Trzymała fiolkę z zielonym płynem i zwitkiem pergaminu. Z ogromnym wysiłkiem odwiązał fiolkę i zwitek. Przytknął eliksir do ust i wypił go łapczywie, czując, jak ból wywołany kacem go opuszcza, zostawiając ten zadany przez Hermionę. Przeczytał wiadomość od opiekuna.

Wypij eliksir. Chyba wiesz,co to jest. Ogarnij się, za godzinę masz patrol.

S.S.


Zaklnął, niechętnie wstając z fotela. Zimny prysznic był idealnym rozwiązaniem dla ciała. A widok Hermiony na patrolu podleczy zadaną przez nią ranę. Może uda mu się z nią porozmawiać...