piątek, 20 czerwca 2014

Rozdział XVII cz. II

Hej!
Jeden dzień opóźnienia... Wybaczcie ale nie dałam rady szybciej.
Mam nadzieję, że ten rozdział przypadnie Wam do gustu. Też krótki ale za to ile się dzieje! Kolejne będą dłuższe.  Następny będzie...
We wtorek!
Liczę na Wasz gorący sprzeciw jeśli chodzi o scenę na końcu!

Buziaki
H.R.
Perspektywa Pansy

Idąc na Eliksiry myślała o swojej rozmowie z Hermioną. Ogarnęły ją wątpliwości co do tego czy postępowała słusznie pomagając córce Czarnego Pana w oszukiwaniu Paula i samego Voldemorta.
Jeśli Hermiony plan się wyda i dotrze do Jego uszu ona i cała jej rodzina będą zgubieni...
Co ta miłość robi z ludźmi! Najmądrzejsza czarownica od czasów Roveny Ravenclaw zachowuje się zupełnie nie racjonalnie! Teraz gdy już obiecała przyjaciółce pomóc... Nie miała odwrotu. Musi zrobić wszystko żeby ta cała sprawa nie wyszła na jaw. -- jej rozmyślania przerwało dojście do klasy Eliksirów. Jej brat stał pod ścianą przeglądając z obojętną miną Proroka Codziennego. Nieco dalej stał Draco rozmawiający z Blaise'm. Jej brat był przystojny jednak nie mógł się równać z Malfoy'em. Rozumiała dlaczego Herm darzy uczuciem właśnie jego a nie Paula. Przecież sama do czwartego roku szalała za nim. Dopóki nie zrozumiała, że to nie ma sensu. Przecież dzieci śmierciożerców mają wybranych partnerów życiowych będąc jeszcze w kołysce. Hermiona nie miała prawa tego wiedzieć. Wychowywała się przecież u mugoli. Ich rzeczywistość jest zupełnie inna. Mogą poślubić kogoś kogo kochają. Czasami im tego zazdrościła... Zaraz potem wpojone jej zasady dawały o sobie znać i czuła wstręt do samej siebie. Westchnęła ciężko w duchu. Popatrzała na brata ze smutkiem w zielonych oczach. On kochał Hermionę. Zasługiwał na prawdziwe szczęście i prawdziwą miłość. Niestety nie było to nikomu z arystokratycznego rodu dane... Podeszła do swojego brata uśmiechając się delikatnie. On również się uśmiechnął i pocałował ją w policzek na przywitanie.
-- Co tam piszą ciekawego braciszku? -- zapytała swobodnym tonem w duchu przygotowując się na dużo cięższą rozmowę.
-- Parę zaginięć, morderstw i rozbojów wśród społeczności mugoli. Nasi nie próżnują. Czarny Pan najwyraźniej rozpoczyna właściwe przygotowania do wojny. -- ona i jej brat byli tylko kolejnymi marionetkami wytresowanymi przez swoich rodziców. Rodzice sami wybrali swoją drogę a oni mogli tylko podążać ich śladem. Bez możliwości wyboru...  Westchnęła. Wojna nie sprzyja miłości...
-- Już nie długo... -- powiedziała tonem pełnym zniecierpliwienia. Takie były tylko pozory. Jej brat doskonale wiedział o tym. Poznała to po błysku zrozumienia w jej oczach.
-- Jak się ma Hermiona? -- w jego głosie brzmiała szczera troska.
-- Lepiej... -- odpowiedziała z wahaniem. -- Mówi, że chciałaby się spotkać z tobą. -- powiedziała szybko.
-- Pójdę do niej po Eliksirach. -- Pansy skinęła lekko głową.
Ich wymianę zdań przerwało przybycie Snape'a wraz gryfonami. Weasley lustrował grupę ślizgonów. Jakby kogoś szukając. Potem szturchnął Pottera i szepnął mu coś na ucho. Czarnowłosy gryfon wzruszył ramionami. Obydwa domy ustawiły się pod salą. Severus nie tracił czasu i szybko wpuścił uczniów do sali.
Dwie godziny Eliksirów właśnie się rozpoczęły.

Perspektywa Paula

Pierwsza godzina Eliksirów upłynęła mu szybko na wykonywaniu Eliksiru Spokoju. Całe szczęście mogli pracować indywidualnie.  Zakorkował fiolkę z próbką eliksiru do oceny i rozejrzał się po klasie. Jego siostra właśnie podchodziła do Snape'a  który ledwo zerknął na jej fiolkę i napisał na pergaminie duże P. Uśmiechnął się szeroko do siostry i dyskretnie uniósł kciuk w górę. Teraz on podszedł do opiekuna domu i postawił swoją fiolkę na biurku Mistrza Eliksirów.
-- Powyżej Oczekiwań. -- mruknął Severus skrobiąc na pergaminie przy jego nazwisku P. Zadowolony z siebie paroma machnięciami różdżki posprzątał swoje miejsce pracy. Rozejrzał się ponownie po klasie tym razem skupiając swoją uwagę na gryfonach. Potter i Weasley szeptali coś do siebie. Paul nadstawił uszu chcąc podsłuchać o czym to oni rozmawiają, jednak do jego uszu dobiegło tylko brzęczenie. Był zdezorientowany. Najwyraźniej Złoty Chłopiec poznał nowe zaklęcia. Drops nie próżnował...
Poczuł, że jest obserwowany. Odwrócił się, i spojrzał prosto w oczy Smoka. Jego spojrzenie było pełne emocji. Podszedł do niego szybko i wyciągnął go do przylegającej, do lochów łazienki. Rzucił zaklęcie wyciszające.
-- Widzę, że musimy porozmawiać. -- powiedział spokojnie patrząc uważnie na Dracona.
-- Musimy. -- odpowiedział takim samym tonem dziedzic Malfoy'ów.
-- Proponuję o północy, u mnie. -- domyślał się o czym będą rozmawiać. Wiedział, że to nastąpi prędzej czy później.
-- Dobrze. -- zgodził się blondyn obojętnym tonem. Wyczuł, że ich przyjaźń wisi na włosku a on tego nie chciał. Westchnął i pierwszy wyszedł z łazienki. Pierwsze co napotkał to pytające spojrzenie dwóch par oczu. Jednej czarnej jak węgiel a drugiej zielonej, jak jego własne. Uniósł kciuk do góry żeby dać im znać, że wszystko jest w porządku. W tym samym momencie zadzwonił dzwonek a Snape wstał i zatrzymał uczniów ręką. Stanął w pół kroku zdziwiony.
-- Podczas kolacji odbędzie się losowanie na Turniej Braterstwa. Rozejść się. -- warknął Naczelny Postrach Hogwartu. Szybko opuścił salę. I ruszył do komnat Prefektów Naczelnych. Po kilku minutach był już na miejscu. Jednak nie mógł wejść. No tak! Zapomniał zapytać Pan jakie jest hasło. Jednak nim zdążył cokolwiek zrobić ściana sama się przed nim rozsunęła. Wszedł niepewnie do środka i rozejrzał się. Podszedł od razu do drugich drzwi. Zapukał.
-- Wejdź, Paul. -- na dźwięk tego głosu jego serce zaczęło mocniej bić. Popchnął drzwi i rozejrzał się. Te komnaty były odbiciem jej pokoju w Riddle Manor.  Ona siedziała w miękkim fotelu nawijając sobie na palec kosmyk włosów. Był to nerwowy gest. Jej oczy popatrzyły na niego a on zobaczył w nich uczucie inne niż za zwyczaj widział w jej oczach. Zdziwił się. Była ubrana w szary sweter i białe rurki do tego miała na sobie szare szpilki. Jednak skupił uwagę na twarzy. Delikatny makijaż podkreślający urodę. Włosy wdzięcznie okalały jej twarz. Była naturalna ale i cholernie seksowna...
-- Chciałaś ze mną porozmawiać. -- zaczął stając na przeciwko niej.
-- Tak, napijesz się czegoś? -- skinął głową. A więc tak jak myślał nie będzie to łatwa rozmowa...
Podeszła do niewielkiej szafki i otworzyła ją. Zdziwił się bo były tam mugolskie trunki.
-- Ani słowa nikomu. -- powiedziała z szelmowskim uśmieszkiem i błyskiem w oku. Odwzajemnił uśmiech.
Wzięła dwie szklanki i wypełniła je po brzegi ciemnobursztynowym płynem. Przypominał czarodziejską Ognistą Whisky. Podała mu jedną na co on skinął głową w podziękowaniu. Sama zajęła miejsce w swoim fotelu. Machnięciem różdżki przysunęła drugi fotel dla niego. Opadł na miękkie siedzisko i wziął łyka trunku.
Był mocny, poznał to po przyjemnym łaskotaniu w gardle. Smak był podobny do Ognistej jednak bardziej bogatszy... Spojrzał na nią pytającym wzrokiem.
-- Jack Daniels. Cholernie dobra mugolska whiskey. -- wyjaśniła po czym wzięła duży łyk ze szklanki.
Musiał jej przyznać rację. Była dobra. Hm... Może mugole jednak są jacyś pożyteczni.
-- Miona... -- powiedział cicho. Nie po to tu przyszedł... Miał teraz godzinę wolną.
Widział po jej twarzy, że sprowadził ją na ziemię. Odstawiła szklankę na szklany stolik. Za pomocą magii zrobiła to też z jego szklanką. Wstała z fotela i podeszła do niego powoli. Uporczywie patrząc w jego oczy. Zadziałała na niego jak magnes. Jednak on skupił uwagę na jej ustach. Tak bardzo chciałby poznać ich smak... Kochał ją od pierwszego wejrzenia i czuł jakby wygrał los na loterii kiedy Czarny Pan powiedział, że podczas balu  a to już za półtora tygodnia. Jeszcze tylko tyle i ona będzie nosić pierścionek, który będzie oznaką, że ona- Hermiona Camile Riddle niedługo stanie się jego żoną! Wiedział jednak, że ona czuła coś do Draco.Chciał jej szczęścia dlatego postanowił zrobić wszystko by ona sama go pokochała...
Odgonił te myśli. A ona była coraz bliżej niego. Usiadła mu na kolanach. Jego serce biło coraz szybciej. Pochyliła się nad nim i wyszeptała prosto w jego usta.
--Powinnam to zrobić już dawno temu. -- po tych słowach pocałowała go. Był to najsłodszy pocałunek jakim kiedykolwiek go obdarzono. Z radością go odwzajemnił. Ich języki splatały się w słodkim tańcu.
Z początku subtelny pocałunek został zamieniony w bardziej namiętny.
I wtedy właśnie rozległo się pukanie do drzwi a zza nich dobiegł ich głos:
-- Hermiona, musimy pogadać...







niedziela, 15 czerwca 2014

Rozdział XVII cz. I

Hej!
Udało mi się wyrobić z terminem. Bo z długością już nie za co Was strasznie przepraszam ale wolałam podzielić ten rozdział niż Was rozczarować. Wiem, że ta część jest krótka. Nie miałam na to wpływu. Czasu brakuje... A ten rozdział jest bardzo istotny dla dalszego rozwoju akcji dlatego wolałam dać tyle ile miałam napisane niż dopisywać bez dopracowania. Kolejna część będzie szybko bo już w okolicy czwartku lub piątku. Dziękuje Wam za te komentarze i wyświetlenia. Cieszy mnie chociaż to bo wiem, że to też jest moja wina. Nie przedłużając...
Do zobaczenia w czwartek lub piątek!
H.R.

Perspektywa Hermiony

Przebudzenie następnego poranka było dla Hermiony wyjątkowo trudne. Czuła się tak jakby do tej pory żyła w idealnej szklanej bańce, w świecie który był tak doskonały. Jednak wczoraj ta idealna bańka stłukła się w drobny mak. A wraz z tą bańką pękły dwa serca... Młoda Riddle leżała w łóżku z głową pełną myśli, których nie była wstanie kontrolować. A jej serce było przepełnione bólem, którego nie mogło nic załagodzić poza niemożliwym cofnięciem czasu. Szesnastolatka leżała starając się poukładać wydarzenia z ostatnich kilkunastu godzin. Z letargu wyrwało ją pukanie do drzwi. Może to on? Nadzieja dodała jej sił. Wyskoczyła z łóżka i potykając się dopadła drzwi.Otworzyła je a tam stała Pansy. Starała się ukryć rozczarowanie.
-- Miona... -- wyszeptała Pansy obejmując córkę Czarnego Pana. Hermiona poczuła wdzięczność wobec Pan. Teraz potrzebowała kogoś bliskiego a Pansy była jedną z takich osób. Drugą osobą drogą jej sercu był platynowłosy blondyn, którego musiała ocalić. Bo gdy się kogoś kocha chce się jego szczęścia bez względu na wszystko. Szkoda, że zrozumiała co do niego czuje tak późno. Za późno. Teraz żadna deklaracja uczuć nie wchodzi w rachubę. Jedyna deklaracja miłości musi być fałszywa.
-- Pan, wejdź. -- powiedziała Hermiona w myślach układając plan. Plan pełen ryzykownych kroków ale na dopracowanie go nie było czasu. Do balu w rezydencji zostało zaledwie półtora tygodnia. Przedstawienie musiało się zaraz rozpocząć. Poprowadziła przyjaciółkę na obitą limonkowym pluszem kanapę.
-- Jak się czujesz? -- zapytała czarnowłosa starając się odczytać emocje z twarzy młodej Riddle.
-- A jak mam się czuć Pan? Wyjdę za mężczyznę swojego życia a my będziemy rodziną! Czy mogłoby być piękniej? -- kłamstwa spływały z jej ust lekko swobodnie i naturalnie. Najtrudniej będzie jej przekonać przyjaciół o swojej nie zachwianej miłości do Paula. Chociaż może wplącze ich w jej grę... Obserwowała nadal z maską szczęścia na twarzy jak powątpiewanie przyjaciółki widoczne na jej twarzy przeradza się w  zrozumienie. Pan uśmiechnęła się równie promienie.
-- Już nie mogę się doczekać, siostrzyczko! -- zaćwierkała radośnie młoda Parkinson,
-- Ja również... Pansy czy mogłabyś coś dla mnie załatwić? -- zapytała niewinnym tonem Miona
-- Oczywiście. -- uśmiech królowej Slytherinu upewnił córkę Czarnego Pana o tym, że Pan wie jak musi grać. Ściany mają uszy. Lepiej wystrzegać się nie potrzebnego ryzyka.
-- Uff jak tu duszno...  Potrzebuję powietrza.- sapnęła Hermiona.
-- Chodźmy na dwór się przewietrzyć to na pewno ci pomoże. -- powiedziała Parkinson z troską w głosie.
Dwie Ślizgonki szybko ubrały peleryny  po czym opuściły komnaty Perfekt Naczelnej i raźnym krokiem  zmierzały do wyjścia ze szkoły. Połowa października miała jeszcze słoneczne dni. Choć dziś do nich niewątpliwie nie należało. Usiadły pod dębem nad jeziorem szczelnie opatulone pelerynami. Hermiona rzuciła Muffliato aby mieć pewność, że nikt ich nie podsłucha. Wzięła głęboki wdech i spojrzała na swoją przyjaciółkę.
-- Pansy, musisz mi pomóc! Proszę... -- córkę Czarnego Pana ogarnęły wątpliwości czy dobrze robi prosząc Ślizgonkę o pomoc. Przecież tu chodziło o oszukiwanie jej własnego brata...
-- Herm... Ja cię rozumiem. Wiem o tym co chcesz zrobić. Nie będzie to dla mnie łatwe przecież to mój brat. Ale pomogę ci. -- powiedziała poważnie Pansy patrząc w czekoladowe oczy rówieśniczki.
-- Slazarze! Pansy dziękuje! -- nieopisywalna ulga ogarnęła Hermionę.
-- Pierwszą i najtrudniejszą rzeczą będzie przekonanie Draco o twojej  miłości do Paula. Z kolei Paul musi przekonać się, że ty nie udajesz i że zawsze czułaś coś do niego... Moim braciszkiem zajmę się ja a wtedy wy musicie oszukać Smoka. -- ton byłej Prefekt Naczelnej zaskoczył Riddle'ównę był taki wyważony jakby ślizgonka miała to wszystko doskonale zaplanowane.
-- A więc kiedy zaczynamy? -- napięcie w tonie Miony było wyczuwalne na milę.
-- Teraz. -- odpowiedziała jej przyjaciółka. Dwie młode czarownice wstały i udały się w stronę zamku.
Weszły do głównego holu. Z Wielkiej Sali wylewał się tłum uczniów, najwyraźniej śniadanie dobiegło końca.
-- Mam teraz Eliksiry. Pogadam z Paulem. Przyjdzie do ciebie po zajęciach. -- zapowiedziała Pansy i szybkim krokiem zmierzała w stronę lochów. Hermiona westchnęła cicho, w myślach powtarzając,że to jedyne wyjście. Ale była gotowa na wszystko byleby tylko ocalić Dracona...