wtorek, 30 kwietnia 2013

Rozdział XI cz I

Dzisiejsza notka bez osobowej dedykacji. Dedykuję ją wszystkim moim wspaniałym Czytelniczkom. Jesteście naprawdę świetne. Dziękuje wam za te przemiłe komentarze i tyle wyświetleń. 14 osób obserwuje to opowiadanie...Chciałabym Was poprosić, że skoro obserwujecie to komentujecie. Ten rozdział podzieliłam na części, ponieważ nie mogłam zamieścić wszystkich wątków w jednym całym rozdziale. Po prostu nie pasowałoby to. Kolejna notka... ( niekoniecznie dalsza część rozdziału) Hm... A co powiecie jakbym zaszalała i dodała ją już z czwartku na piątek? Dlaczego tak? Otóż Wasza autorka przyszła na świat 2 maja i chciałabym Wam z tej okazji dodać coś naprawdę wyjątkowego. Zapraszam Was na notkę.




Draco uśmiechnął się lekko. Dziewczyna spała na siedząco z głową opartą o jego ramię. Nie była to zbyt wygodna pozycja. Delikatnie, by jej nie obudzić, wstał po czym wziął ją w ramiona i położył na szmaragdowej kanapie koło kominka. Jednym machnięciem różdżki przywołał gruby brązowy koc i wygodną poduszkę, którą położył pod głowę śpiącej Riddle. Dziewczyna przekręciła się na drugi bok, mamrocząc coś sennie. Blondyn otulił ją kocem i ponownie machnął różdżką, by rozpalić ogień w kominku. Zwykle skrzaty o świcie rozpalały kominek, by było ciepło, ale teraz ze względu na okoliczności on musiał o to zadbać. Ostrożność kazała mu rzucić na Dziedziczkę Slazara parę podstawowych zaklęć ochronnych. Dodał jeszcze jedno, które rzucała na niego matka, kiedy spełniał misję dla Czarnego Pana. To zaklęcie raz uratowało mu życie, więc stwierdził, że będzie potrafiło powstrzymać dyrektora przed rzuceniem na dziewczynę jakiegoś uroku. Albus Dumbledore był potężnym czarodziejem, ale lubił wysługiwać się innymi. A tu w Hogwarcie nie ma zbyt wielu członków Zakonu Feniksa, więc chłopak liczył, że jego zaklęcia ochronią brązowowłosą przynajmniej do rana. Będzie musiał powiadomić Severusa o tym, czego się dowiedział. Jeszcze przez chwilę się wahał, stojąc nad dziewczyną, kiedy zmęczenie wzięło górę i niechętnie poczłapał do dormitorium. Szybko przebrał się w spodenki i położył się do łóżka. Zapadł w nieprzyjemny sen.

Jego matka krzycząca w agonii i leżąca w kałuży gęstej ciemnoczerwonej krwi. Chce jej pomóc jednak, nie może się ruszyć. Ta cholerna bezsilność... Zimny, tak przerażająco znajomy, głos mówiący: 
- Jesteś pewien, że wspierasz właściwą stronę, Draco? Rozbłysk zielonego światła i opętańczy zimny śmiech. Jego łzy kapiące na martwe oblicze matki. 

Scena rozmyła się zaraz zastąpiona przez kolejną...

Okrzyki bólu wypełniają jakieś ciemne pomieszczenie oświetlane przez lichy płomień świecy. Światło padało na skuloną postać leżącą w czymś ciemnym i gęstym. Kiedy zbliżył się widział, że to była krew... Postać stanęła się, jego okrzyk przerażenia odbił się echem po komnacie. Jego najlepszy przyjaciel miał puste oczodoły, a twarz jest tak skatowana, że ją ledwo może, ją rozpoznać .                                                                                                                                             

- Za twoje błędy zapłacą bliscy, nie pozwól na to.- znowu ten zimny głos. Bezradnie obserwuje, jak Blaise osuwa się na ziemię martwy, ugodzony zielonym promieniem. 

Koszmar natychmiast został zastąpiony przez kolejny.

Pansy leżąca na ziemi, trzymająca się za brzuch. Przez jej palce wypływa krew razem z wnętrznościami. Może tylko przy niej klęczeć, bezradnie obserwując, jak opuszcza ją życie. -I co Draco, pozwolisz im umrzeć, bo źle wybrałeś? - lodowaty, tak znajomy głos,był przepełniony szyderstwem.- Ratuj ich, póki jeszcze jesteś w stanie. Inaczej ich utracisz bezpowrotnie... 

Kolejna scena koszmaru sprawiła, że chłopak zaczął krzyczeć.

Hermiona, skatowana, ale jeszcze żywa,leżała na ciemnej posadzce. Jej ciemnobrązowe loki były całe w zakrzepłej krwi. Chce jej pomóc jednak jakaś siła go odepcha od niej na ziemię.
Dziewczyna podnosi się i patrzy na niego z bólem w czekoladowych oczach.
- By nas uratować, najpierw musisz uratować siebie - mówi słabym głosem. Potem wszystko dzieje się tak szybko. Krzyki szatynki mieszają się z jego własnymi. I wtedy spowija ich przytłaczająca ciemność. 
- Masz w sobie dość sił, by przeciwstawić się samemu sobie? - Tego głosu nie znał, jednak budził w nim dreszcze...
Draco obudził się z wrzaskiem, siadając na łóżku. Był cały zlany potem, a jego głowę wypełniały obrazy konających najbliższych. W tym momencie w pokoju zapaliło się światło, a koło niego znalazł się Blaise z troską wypisaną w czarnych oczach.                                                                                                                       

- Wszystko w porządku,Smoku? Darłeś się tak, jakby cię wzmocnionym Curciatusem potraktowali. No chyba, że miałeś jakiś bardzo okropny sen erotyczny, na przykład z Milicentą... - Smok zmusił swoje wargi do nikłego uśmiechu, a po jego plecach przebiegł dreszcz obrzydzenia na wspomnienie o najmniej urodziwej ze Ślizgonek. Diabeł dobrze wiedział, że jego przyjaciel miał koszmar. Jednak Perfekt Naczelny nie miał ochoty rozmawiać o tym, co widział we śnie.                                                                                                       

- Nie chcę o tym rozmawiać, Blaise - powiedział blondyn, idąc do barku i wyciągając z niego butelkę Ognistej wraz z dwoma szklankami. Szczodrze rozlał trunek do naczyń, po czym wręczył jedną szklankę przyjacielowi, który nie naciskał, by opowiedział mu swój sen. To Draco w nim cenił, ponieważ należał do osób dość skrytych, podobnie jak większość Ślizgonów. Jednak Diabeł był taki inny. Otwarty na ludzi i niezbyt przestrzegający zasady czystości krwi. Istna dusza towarzystwa. Blondyn mógł stwierdzić, że prawie cały Hogwart przepadał za ciemnoskórym casanovą zamku. Jednak był to casanova numer dwa,bo numerem jeden, co było oczywiste, był on - Draco Malfoy. Upili po dużym łyku ze swoich szklanek.
– Smoku, za kilka godzin zajęcia. Nie chcesz chyba się upić w pierwszy dzień szkoły?- zapytał Zabini, unosząc ciemną brew, a w jego oczach pojawiły się zawadiackie ogniki. Brunet zawsze był chętny do imprez i alkoholu. Bardzo rzadko czekał na odpowiednie okazje, by się upić. To on organizował większość imprez.
– Raczej to niemożliwe, biorąc pod uwagę, że jesteśmy czarodziejami i Ślizgonami. Mamy bardzo duże zapasy eliksiru na kaca. Przecież to przedostatni rok w Hogwarcie. Jedyna okazja, by po raz ostatni zabawić się w tym zamku. Za rok przecież owumenty i nie będziemy mieli zbyt wiele czasu na imprezy. Jeśli w ogóle go znajdziemy - powiedział Draco, kolejny raz napełniając puste szklanki złocistobrązowym trunkiem. Blaise uśmiechnął się i wypił całą zawartość. Jednak brunet wiedział, że tu nie chodzi tylko okazję do napicia się. Przecież u nich w dormitorium -wbrew pozorom - rzadko w ciągu zwyczajnej nocy sięgało się po alkohol. No chyba, że chcieli od czegoś uciec. I właśnie to chciał zrobić Draco. Uciec od tego koszmaru, który - jak na złość – widział, kiedy tylko zamykał oczy, a w głowie dźwięczały te uporczywe słowa. Nie miał pojęcia, co mogło być jego złym wyborem. Siedzieli w milczeniu, opróżniając kolejne butelki Ognistej, a słońce powoli wschodziło, zalewając nieco ponure wnętrze dormitorium łagodnym światłem. Draco pod wpływem trunku otworzył się i zdradził Blaise'owi swój koszmar i opowiedział mu o tym, co podsłuchał koło gabinetu dyrektora. Jego przyjaciel był tak tym poruszony, że poszedł po eliksir na kaca, bo najwyraźniej nadmiar alkoholu spowalniał nie tylko umysł blondyna. Po chwili obydwaj byli już uwolnieni od alkoholowego upojenia.
– Gdzie jest teraz Miona? - zapytał Blaise, wyciągając różdżkę i jednym jej machnięciem pozbywając się butelek po trunku. Draco spiął się lekko, gdy uświadomił sobie, że nie powiedział Diabłowi o tym, jak wyciągnął młodą Riddle z jej dormitorium. Postanowił jednak przemilczeć tę najistotniejszą dla niego część spotkania. W krótkich zwięzłych zdaniach streścił przebieg wieczoru swojemu współlokatorowi.                              

- Zostawiłeś ją tam bez żadnej ochrony?! - oburzył się Blaise.                                                                           

- Diable, przecież nie jestem głupi. Rzuciłem całkiem sporo zaklęć ochronnych - uspokoił kapitana drużyny Perfekt Naczelny. 
Blaise był do niego bardzo podobny pod względem troski o bliskich. Więc nie jemu jedynemu bliska była Hermiona Riddle. Miał nadzieję, że Blaise'owi Miona jest bliska w zupełnie inny sposób.
– Myślę, że oni na razie nie spróbują jej zaatakować. Za dużo wie i właśnie dlatego nie mogą jej odtrącić z powodu tego, że zna wiele szczegółów, które mogą być istotne dla Czarnego Pana. Będą chcieli za wszelką cenę zatrzymać ją po jasnej stronie, co jest oczywiste. Na razie raczej nie powinni uciec się do drastycznych środków. Bo nie mają pewności czy Miona ma Mroczny Znak. A jej zachowanie na uczcie... – Zabini urwał,widząc, że Draco nad czymś intensywnie rozmyśla.                                                                              

– Jej zachowanie na uczcie daje im doskonałą sposobność, by dać jej szlaban i odjąć kilka punktów naszemu domowi. Jednak to nie jest istotne. Możliwe, że dostanie szlaban od samego dyrektora. I wtedy będą mieli ją w garści. Będą mogli sprawdzić i wtedy podejmą stosowne środki... - uzupełnił młody Malfoy, a w jego sercu coś zadrżało.                                                                                                                          

- Co chcesz z tym zrobić, Smoku? - zapytał kapitan drużyny.
- Żebym ja jeszcze wiedział, Blaise. Ale jedno jest pewne, musimy zacząć działać - powiedział poważnym tonem blondyn, a w jego głowie dręczonej wizją martwej Hermiony zapanował kompletny chaos. Z trudem udało mu się pozbierać myśli. Jego decyzja o ochronie Dziedziczki Slazara wzmocniła się.                                              

- Draco, myślisz, że powinniśmy jej powiedzieć? - zapytał Blaise, a Smok spojrzał na niego rozkojarzonym, niewiele rozumiejącym wzrokiem.
- Powiedzieć o czym, Blaise? - zapytał zatopiony w myślach blondyn. Jego przyjaciel sarknął z irytacją.
- O intrydze Czarnego Pana - odpowiedział szeptem brunet.                                         
- Jeśli to ma ją chronić. Ale u kogo szukać pomocy? Przecież nie damy rady sami potędze Czarnego Pana. - W głosie Malfoya zabrzmiała bezsilność z nutką rozpaczy. Westchnął głęboko.                                                                                                                       

- Ale wtedy go zdradzimy. A on zdrady nie przebacza tak łatwo. Może nas zabić. Zabić nasze rodziny. Przecież tu chodzi o Pottera, Draco... - powiedział Zabini, patrząc na niego tak, jakby widział go pierwszy raz w życiu. Chłopak westchnął, nie mógł poświęcać życia matki, żeby ratować Hermionę. Jednak wiedział, że nie może tkwić bezczynnie. Musi być wyjście z tej sytuacji. Może uda mu się uratować i matkę, i Mionę. Jednak musieliby mieć bardzo dużo szczęścia. Niemal potrzebny był cud.
~~***~~

Perspektywa Hermiony

Hermiona obudziła się w Pokoju Wspólnym. Przez chwilę była zdezorientowana, nie wiedząc, co tu robi. Jednak po chwili pojawiły się wspomnienia z wczorajszego wieczoru. Zerknęła na zegar stojący na gzymsie kominka. Dochodziła siódma. Dzisiaj miały rozpocząć się zajęcia, co oznaczało, że za jakieś pół godziny pokój zacznie wypełniać się uczniami spieszącymi na śniadanie. Westchnęła i, przeciągając się głęboko, wstała z kanapy i machnięciem różdżki przywołała swoje kapcie. Musi wracać do dormitorium, zanim współlokatorki zorientują się, że nie spała tam przez całą noc. Kolejny raz machnęła różdżką i zniknęła poduszkę wraz z kocem. Poczłapała po schodach i już po chwili wślizgnęła się do cichego dormitorium, w którym było słychać tylko spokojne oddechy trzech dziewcząt. Uśmiechnęła się delikatnie i przywołała mundurek i kosmetyczkę, by zamknąć się w spokoju w łazience. Zdecydowała się tylko na szybki prysznic. Po chwili już ciepła woda obmywała jej ciało, które myła arbuzowym żelem do mycia. Jakieś piętnaście minut spędziła pod prysznicem, po czym zaczęła się wycierać puchatym białym ręcznikiem. Kiedy była już sucha, założyła mundurek. Jeszcze tylko zaklęciem podkręciła rzęsy i ułożyła włosy. Wyszła z łazienki i machnięciem różdżki pozbawiła swoje współlokatorki kołder. Dziewczyny obudzone nagłym chłodem poderwały się z łóżek jak na komendę co bardzo rozbawiło Dziedziczkę Slazara. Nie mogła się powstrzymać od chichotu.                                                                                                                            

- Riddle! - wrzasnęły trzy Ślizgonki, biorąc po jednej z poduszek, ruszając w kierunku Miony i niczym zombie wyciągając w jej kierunku ręce uzbrojone w poduszki.                                                                                  

- Masz trzy sekundy na ucieczkę - postraszyła ją Tarcey. Jednak Riddle nic sobie z tego nie zrobiła, czego pożałowała, kiedy trzecia sekunda minęła.                                                                                                    

- Ups... - powiedziała tylko dziewczyna, zanim jej współlokatorki zaczęły bić ją poduszkami.                                  

- To-za-budzenie-jak-cię-o-to-nie-proszą! - Po każdym słowie Hermiona obrywała poduszką. Stwierdziła, że jeśli chce dożyć zajęć,to musi salwować się ucieczką. Śmiejąc się już na całego, wybiegła z dormitorium i zatrzasnęła za sobą drzwi, na co odpowiedziały jej trzy przekleństwa.
Zbiegła po schodach, wciąż zanosząc się śmiechem. Nie zwracała uwagi na pytające spojrzenia mijających ją Ślizgonek. Zeskoczyła z ostatnich trzech stopni i wpadła wprost na Paula.                                                          

- Witaj, Mioneczko - przywitał się z uśmiechem Parkinson.
- Hej,Paul - odpowiedziała Hermiona,nie mogąc się powstrzymać od chichotu, na co Parkinson uniósł pytająco brwi.                                                                                                                                          

-Widzę, że humorek dopisuje - powiedział tylko Ślizgon.

- O tak. Tobie też by dopisywał,gdybyś miał takie współlokatorki - powiedziała Miona, poważniejąc. Paul uśmiechnął się tylko i pokiwał głową.                                                                                                          

- Idziemy na śniadanie? - zapytała Hermiona, kierując się do wyjścia. Chłopak ruszył za nią. Droga do Wielkiej Sali upłynęła im na żartach. Kiedy doszli do celu, ledwo mogli powstrzymać łzy rozbawienia. Gdy jednak Ślizgonka dostrzegła stojącego tam Pottera, natychmiast spoważniała. Wyraźnie na kogoś czekał. I ona chyba wiedziała na kogo...
Paul zauważył jej napięcie i podążył za jej spojrzeniem.                                                                                    

- Czyżby Blizna czekał na ciebie? - mruknął cicho Ślizgon, patrząc na Gryfona z szczerą niechęcią.                    

- Miejmy nadzieję, że nie - odpowiedziała Riddle. Jednak kiedy Harry ją dostrzegł, podszedł do nich. Razem z Paulem zmierzyli się nienawistnymi spojrzeniami.                                                                            

- Musimy porozmawiać - powiedział Wybraniec poważnym tonem.                                                                  

- Nie mamy o czym, Potter - rzuciła oschle Hermiona. Jednak Wybraniec nie dał się tak łatwo zbyć.

- Możesz nas zostawić? - Czarnowłosy zwrócił się do Paula.                                                                          

-A co, chcesz wyznać miłość Mionce, Potter ? - zadrwił Parkinson z ironicznym uśmiechem na twarzy. W zielonych oczach Gryfona zapłonęła złość, jednak szybko się opanował.                                                                  

- Hermiono, proszę tylko pięć minut - poprosił czarnowłosy, uderzając w błagalny ton.

- Sama nie wiem, czemu się na to godzę, ale dobra. Niech dzisiaj będzie dzień dobroci dla zwierzątek. Ten jeden jedyny raz, Potter - zgodziła się niechętnie Hermiona.

- Zajmę ci miejsce zaoferował Paul i popatrzył na nią z powątpiewaniem, po czym odszedł do Wielkiej Sali. Hermiona oparła się o ścianę i skrzyżowała ręce na piersiach, patrząc wyczekująco na Wybrańca, który chyba zbierał myśli.

- Tik-tak, twój czas leci, Potter - przypomniała mu oschle Riddle. To go otrzeźwiło. 

– Hermiono, nie skreślaj swoich dawnych przyjaciół. My cię nie odrzuciliśmy, tylko ty nas - zaczął Harry, patrząc na nią z napięciem. 

- Och, Potter, bo się wzruszę - zakpiła Riddle. Jednak jakaś jej prawie całkiem obumarła część ucieszyła się z słów zielonookiego. Na chwilę na twarz Gryfona wkradł się grymas bólu.

- Nie możesz tak łatwo zapomnieć o ponad pięciu latach przyjaźni!- powiedział głośno chłopak. Trochę zbyt głośno, bo grupka przechodzących Krukonów rzuciła im zaciekawione spojrzenia i zaczęła szeptać, wchodząc do Wielkiej Sali. 

- Pięciu latach przyjaźni polegającej na wykorzystywaniu mnie? Co, boisz się, że nie zdasz do kolejnej klasy bez mojej pomocy? - kpiną Dziedziczka Slazara spróbowała stłumić falę wspomnień zalewających jej umysł. Zielonooki spurpurowiał z oburzenia, ale się opanował.

- Przepraszamy cię. Czasem przesadzaliśmy, to fakt. - W głosie okularnika zabrzmiała szczera skrucha. Riddle powstrzymała się od wybuchnięcia śmiechem w jego twarz. 

- Czasem? Teraz jest już trochę za późno na przeprosiny, Harry. - Nie wiedziała, dlaczego użyła jego imienia. Przez to chyba w nim odżyła nadzieja, bo się rozpromienił.

– Nigdy nie jest za późno - przekonywał ją, a w jej umyśle pojawiły się bardzo niechciane wspomnienia* :

Razem z Harrym i Ronem siedziała w Trzech Miotłach, pijąc kremowe piwo. Podśmiewała się z czarnowłosym z Rona zadurzonego w Rosmertcie. Była wtedy taka szczęśliwa. Słońce grzało przyjemnie na dworze, a oni dyskutowali na temat wakacji spędzonych w Norze.

Bardzo martwiła się o Harry'ego podczas pierwszego zadania Turnieju Trójmagicznego. Poświęciła wiele czasu, żeby nauczyć go zaklęć, które mogą mu się przydać. Chciała, żeby przeżył; żeby tylko wyszedł z tego Turnieju cało...

Tak świetnie się bawiła na spotkaniach GD. Cieszyła się sukcesami swoich kolegów i koleżanek, kiedy opanowywali kolejne trudne zaklęcia...

Harry pocieszał ją, gdy nie potrafiła wyczarować patronusa. Kiedy następnym razem próbowała, przywołała obraz przyjaciół i wtedy jej się udało. Z jej różdżki wystrzelił srebrny kształt, który uformował się w wydrę...

Wspomnienia urwały się i Hermiona odkryła, że Harry patrzy na nią badawczo.

- Wszystko w porządku?- zapytał z słyszalną troską Potter.

-Tak - powiedziała krótko, nadal będąc w szoku wywołanym wspomnieniami.                                                      

- Hermiono, to nie jest istotne, że jesteś córką Voldemorta. To nic nie zmienia. Pięć lat ciężkich prób i przygód... Tego się nie da skreślić przez zmianę twojego pochodzenia - mówił Potter, a ona powoli zaczęła się zastanawiać nad przebaczeniem swoim przyjaciołom. Harry miał rację. Żadne zaklęcia nie zatrą tych wspólnie spędzonych pięciu lat... Westchnęła.

- A to, że jestem Ślizgonką też nie ma znaczenia? - zapytała smutno.                                                              

- To nie jest istotne, Hermiono - powiedział Harry z mniejszym przekonaniem.

- Żegnaj, Harry - powiedziała cicho Riddle, wchodząc do Wielkiej Sali. Usiadła koło Paula i, ignorując jego pytające spojrzenie, zamyślona zaczęła jeść jajecznicę. Była przytłoczona tym wszystkim. 

- Co taka smutna jesteś, Miona? - zapytał Blaise, siadając naprzeciwko niej i nakładając sobie tost.

-Wszystko w porządku, Blaise - powiedziała bez przekonania dziewczyna. 

- Ja widzę, że jest coś nie tak - upierał się Diabeł. 

- Nie tylko on to widzi - rozległ się głos tuż przy jej uchu, który sprawił, że po jej ciele przebiegły dreszcze. Odwróciła się i prawie pocałowała Dracona, który stał tuż za nią.

-Naprawdę wszystko w porządku - powiedziała z większym przekonaniem Hermiona. W tym momencie od stołu nauczycieli wstał Dumbledore i zaczął przemawiać. Riddle z ulgą odgoniła natrętne myśli i zaczęła słuchać przemówienia dyrektora.

- Witajcie moi drodzy tego pięknego poranka! - rozpoczął dziarsko starszy nauczyciel. - Mam nadzieję, że się wyspaliście i jesteście wypoczęci oraz pełni energii, by wkroczyć w nowy rok nauki. Za chwilę rozdane zostaną wam plany zajęć. Jak pewnie zauważyliście, nie mamy jeszcze nauczyciela od Obrony Przed Czarną Magią. Myślę, że w ciągu tygodnia kogoś znajdziemy. A teraz proszę Perfektów Naczelnych do mnie. - Draco zniknął, by po chwili wrócić z naręczem pergaminów, które zaczął rozdawać mieszkańcom swojego domu. Dłuższa chwila upłynęła nim Hermiona otrzymała swój plan zajęć. A wraz z planem otrzymała coś jeszcze...


* wspomnienia są, jak pewnie zauważyliście, po części sprzeczne z treścią książki

Za wszystkie dziwne odstępy przepraszam puściły mi nerwy.Nie mam cierpliwości, żeby to naprawiać.

czwartek, 25 kwietnia 2013

Rozdział X




Hej! No jest nowa notka opóźniona ale jest i mam nadzieję,że Wam się spodoba i będziecie komentować.


Za betę dziękuję bardzo serdecznie Lileen i to właśnie jej chciałabym zadedykować po części ten rozdział. Dedykacją też chciałabym obdarzyć Avade Kedavre moją wierną czytelniczkę, która jest ze mną od początku i liczę, że zostanie do końca :)


Pozdrawiam i przesyłam ciepłe pozdrowienia H.R


PS.Nie wiem kiedy pojawi się nowa notka. Myślę że do poniedziałku wyślę ją becie więc możecie się jej spodziewać do środy. Może będzie wcześniej ale to zależy od czasu i weny. Przypominam Wam, że to Wasze komentarze karmią wenę więc jeśli chcecie szybko rozdział to proszę ładną ilość komentarzy odżywiających wenę.














Dziedziczka Slazara ledwo odpłynęła do krainy snów, kiedy ktoś, delikatnie szarpiąc za jej ramię, wyrwał ją z błogiego odpoczynku. Długo rozmawiały z Pansy o tym roku nauki, poruszając jednak tylko błahsze tematy. Brunetka leniwie otworzyła jedno oko i zobaczyła nad sobą Tarcey Davis. Niedaleko siebie słyszała spokojny oddech Pansy pogrążonej we śnie. Spojrzała na fundatorkę jej pobudki nierozumiejącym wzrokiem.

- Ubierz się i zejdź na dół. To ważne. Ktoś tam na ciebie czeka - szepnęła Tarcey. Brązowooka westchnęła cicho, jednak ciekawość wzięła górę nad sennością i zaczęła się ubierać. Po chwili była już wstanie iść na spotkanie. Wzięła różdżkę i, najciszej jak potrafiła, opuściła dormitorium. Szybko dostała się do schodów prowadzących do pokoju wspólnego. Nie miała pojęcia, kim może być ten niespodziewany gość. Liczyła na to, że powód jej pobudki będzie istotny. Zbiegła po schodach, jednak mrok, jaki spowijał pokój wspólny, ograniczał widzenie. Blask płomieni przygasł, pozostawiając tylko delikatną poświatę żaru. Właśnie przed kominkiem dostrzegła niewyraźny kształt. Wytężyła wzrok. Po chwili, kiedy jej oczy przyzwyczaiły się do ciemności, zdołała zobaczyć istotny detal, przez który przestała ufać swojemu wzrokowi. Była niemal pewna, że to majak wywołany przez jeszcze niecałkowite wybudzenie ze snu.




Perspektywa Draco:




Patrzył na plecy Tarcey, jak wspinała się po schodach, które zamienił w ślizgawkę, kiedy zapomniał o jednym z zakazów obowiązujących w murach Hogwartu. Ten zakaz był jednym z najgorszych, jakie mogli ustanowić twórcy zamku. Jednym, ale nie jedynym. Drugim znienawidzonym stał się zakaz spożywania alkoholu. Na szczęście mieli bardzo wyrozumiałego opiekuna domu, który – jeśli należało się do jego ulubieńców – pomagał w zdobyciu trunku i zatuszowaniu tego przed Białym Trzmielem. On na swoje i jego znajomych szczęście do tych wybranych należał. Zakaz o wchodzeniu do dormitoriów dziewcząt był jedynym zakazem z wielu jakiego nie dało się ominąć przy pomocy opiekuna domu. Musiał przyjmować swoje kochanki u siebie w dormitorium, co było wygodne, bo miał prywatne dormitorium tylko dla siebie. Kolejny z wielu plusów bycia Prefektem Naczelnym. Jednak z tą prywatnością w dormitorium to nie było do końca trafne określenie. Dzielił je z Blaise'm, znanym wśród ślizgońskiej społeczności jako Diabeł. Towarzystwo jego najlepszego przyjaciela nie sprawiało mu żadnego kłopotu. Czasem było nawet ciekawie, kiedy przyprowadzali dziewczyny… – Draco westchnął. Jego myśli rozbiegały się swobodnie, zalewając umysł potokiem wspomnień. Pokręcił delikatnie głową, odganiając nieproszone w tym momencie obrazy zapisane w pamięci. To nie był odpowiedni czas i miejsce na rozpamiętywanie. Musiał skupić się na tym, co powiedzieć Hermionie, jak już przyjdzie. To był pierwszy raz, kiedy miał się spotkać z nią sam na sam od tamtej nocy, kiedy zaoferował jej przyjaźń. Nigdy nie przypuszczałby, że obudzi ją w nocy, bo będzie się bał o jej życie. Nie był przygotowany na to, że on – zimny arystokrata – okaże jej kiedykolwiek swoją troskę, która w jego ocenie wykraczała daleko poza zwyczajną troskę przyjacielską.

"To musi być troska braterska" – stwierdził w duchu. Jednak nie potrafił o tym przekonać samego siebie. Nie mógł jej być dla niej kimś więcej niż przyjacielem. Ta rola musiała mu wystarczyć.

Tak postanowił , a jeśli on coś postanowi, to jest bardzo stanowczy. Najlepiej o tym wiedział Blaise.

– Smoku, gdyby nie twoje nazwisko i status krwi, byłbyś Gryfonem jak nic - śmiał się z niego Diabeł, kiedy pokazywał tę zawziętość i upór kojarzone wyłącznie z Gryfonami. On wtedy zazwyczaj rzucał jakąś nieprzyjemną uwagę na temat przyjaciela. Jego myśli znów wróciły na właściwy tor. Wymyślił jakieś pół tuzina wytłumaczeń, dlaczego ją tu ściągnął, jednak żadne nie było wystarczająco dobre. Za jedno najchętniej przekląłby się jakimś paskudnym zaklęciem. On miałby zaproponować jej spacer pod gwiazdami!? To zniszczyłoby wszystko, na co z ogromnym trudem pracował przez te kilkanaście dni wakacji. Warknął z irytacją i wpatrzył się w żar dogasający w kominku. Jednak nie zadał sobie trudu, by zadbać o oświetlenie.

Zdecydował się na powiedzenie prawdy. Usłyszał delikatne kroki na schodach.

Westchnął raz jeszcze i zapatrzył się w żar, a jego serce przyspieszyło, gubiąc właściwy rytm. Po chwili usłyszał, jak niepewnie wchodzi do pokoju. Zauważył,jak się rozgląda po pomieszczeniu.

Usłyszał, jak wciągnęła większy haust powietrza. Musiała go dostrzec. Delikatne muśnięcia obutych stóp o dywan. Stała tak blisko, że czuł subtelny zapach jej arbuzowego żelu pod prysznic...

Swoją drogą uwielbiał arbuzy.

Jakiś impuls nakazał mu się odwrócić. Spojrzał w piękne brązowe oczy dziewczyny. Bez żadnego ostrzeżenia pochylił się i delikatnie musnął jej wargi. Oczekiwał, że go odepchnie...

Jednak ona nic takiego nie zrobiła. Blondyn niepewnie spojrzał ponownie w jej oczy, które teraz lśniły. Nie doczekawszy się protestu, ponownie musnął jej usta już nieco śmielej. Ona nie pozostała mu dłużna i oddała pocałunek. Jej wargi były tak cudownie miękkie...

Chłopak całkowicie zignorował swoje wcześniejsze postanowienie i całował ją tylko tak, jak on to potrafił. Pocałunek sprawił, że oboje zdawali się unosić nad ziemią. Liczyli się tylko oni. Jednak ta cudowna chwila była zbyt piękna, by mogła trwać wiecznie...

Hermiona przecięła tę cudowną nić, jaką stworzył pocałunek. Odsunęła się od niego. Lekko brakowało jej tchu, a na policzkach wykwitł tak często widywany przez niego rumieniec. Wpatrywali się w siebie w milczeniu.


Perspektywa Hermiony:

Próbowała w milczeniu uspokoić swoje emocje, które tłumiła od wakacji, kiedy poznała tego nowego Malfoya. Pocałunek zadziałał jak zapałka przyłożona do lontu bomby. Mieszanina uczuć, której nie potrafiła określić słowami, zalała każdy kąt jej umysłu. Jeszcze te dziwne uczucie w brzuchu, jakiego nie doznawała, całując się ze swoimi byłymi. Było przyjemne. Ale też bardzo niepokojące. Nie potrafiła się skupić, gdyż na ustach ciągle czuła delikatne wargi arystokraty. Minuty milczenia przeciągały się, jednak oni tego nie zauważali zbyt skupieni na tym, co dzieje się w ich wnętrzach. Chwila uniesienia dobiegła końca.
– To nie powinno się zdarzyć... Jednak powiem tylko raz i słuchaj uważnie, bo tego więcej nie powtórzę. Świetnie całujesz, Draco – wyszeptała, patrząc chłopakowi w oczy, a na jej ustach pojawił się figlarny uśmieszek, kiedy zobaczyła szok na twarzy młodego arystokraty. Malfoy jednak szybko się opanował .
– No wiesz, ma się te wprawę... – powiedział lekceważącym tonem.
– Nie wątpię. Do której mogę się zgłosić po referencję? – zapytała Ślizgonka z błyskiem w oku.
– Hm... W tym domu prawie każda ładna dziewczyna może ci powiedzieć jak było – odpowiedział Malfoy z firmowym uśmieszkiem.
– A w innych domach tak dla porównania? – zapytała zaczepnie Riddle. - U Gryfków znajdzie się jakaś? – Widziała, że go prowokuje. Jednak sprawiało jej to dużą radość.
– Nie uszkodziłaś się czasem, jak spadłaś z miotły? – odparował Malfoy. Dziewczyna poczuła, jak z jej twarzy odpływają wszystkie kolory. Bała się mioteł... Cholernie się ich bała.
– Wszystko w porządku? – zmartwił się blondyn, czym zadziwił ją po raz kolejny w ciągu kilku minut.
– Tak, wszystko jest w porządku – odpowiedziała cicho. W głowie miała kompletny mętlik. Zapanowała ciężka cisza, pełna nie wypowiedzianych słów i myśli. Wisiało to nad nimi jak ołów.
– Hermiono, ja cię nie wyciągnąłem w nocy z dormitorium, żeby cię całować... Chociaż jakbyś była chętna, to może... – niebieskooki wypowiedział to takim tonem, jakby był to wielki zaszczyt.
– Wiesz, raczej nie skorzystam – powiedziała, podchodząc do fotela i rozsiadając się w nim.
– Oj, Riddle, mnie nie oszukasz. Sama powiedziałaś, że ci się podobało. Jakby tak nie było, jak mówię, to byś się nie rumieniła. – I tu ją miał. Choćby się zaklinała, że jest inaczej, to rumieniec zdradzi wszystko.
– Nie powiedziałeś , po co mnie wyciągnąłeś z łóżka – przypomniała czarownica, starając się, aby jej ton zabrzmiał oschle. Jednak nie potrafiła, nie po tym, co pomiędzy nimi zaszło kilkanaście minut temu. Zgrabnie uniknęła wypowiadania się na temat uczuć do blondyna. Zresztą sama nie wiedziała jakie one są dokładnie. Lubiła go. Ale czy coś więcej? W głębi duszy nadal czuła żal do młodego arystokraty za te pięć lat wyzwisk. Wybaczyła mu, ale jednak nie zapomniała, bo tego tak łatwo nie będzie potrafiła wyrzucić z swojej pamięci. To, co się wydarzyło zaledwie chwilę temu, było niekontrolowane i niewłaściwe, jednak sprawiało, że serce byłej Gryfonki biło szybciej, gubiąc właściwy rytm. Z rozmyślań wyrwał ją głos Draco.
– Byłem na patrolu. Nic konkretnego się nie działo. Jak zazwyczaj musiałem odjąć trochę punktów uczniom, którzy lekceważą ciszę nocną – zaczął opowiadać Ślizgon.
– Nie chcesz chyba mi powiedzieć, że wyciągnąłeś mnie z łóżka, żeby opowiedzieć mi, jak przebiegał twój patrol. Czy ja ci przypominam Snape'a? – zapytała Hermiona, a Perfekt roześmiał się. Jednak jego śmiech nie objął oczu, które były nadal tak samo zimne jak zawsze.
– Nie przypominasz go ani trochę. Przecież ty nie stronisz od szamponu – powiedział, nadal rozbawiony szesnastolatek. Po wzięciu głębszego wdechu pozbył się resztek rozbawienia.
– No więc dowiem się wreszcie, o co chodzi? – zapytała dziewczyna z ciekawością.
– Jak nie będziesz mi przerywać, to i owszem – odpowiedział Draco, a w jego głosie zabrzmiała lekka obawa. Dziewczyna zaczęła się niepokoić. Domyśliła się, że blondyn nie ma dla niej dobrych wieści. To sprawiło, że poczuła zimny ucisk w okolicy serca. W napięciu czekała, aż chłopak rozwieje jej obawy i zapewni ją, że wszystko jest w porządku. Jednak w głębi duszy wiedziała, że tak się nie stanie.
– Kiedy byłem w jednym z korytarzy prowadzących do gabinetu dyrektora, podsłuchałem kawałek rozmowy McGonagall i Dumbledore'a. Nie wiem dokładnie, co ci zagraża, ale dyrektor przeraził profesor od transmutacji. I to dosyć poważnie, a na podstawie faktu, że jest opiekunką domu Lwa śmiem twierdzić, że nie jest ona sobą tchórzliwą. Te słowa sprawiły, że Hermiona poczuła pewien cień lęku, który starała się ukryć. Wiedziała zbyt wiele o Zakonie. Dla jej ojca byłaby najcenniejszą bronią przeciw jasnej stronie.
– Za dużo wiem... – wyszeptała Hermiona tak poruszona tym, czego się dowiedziała, że nie zdawała sobie sprawy z tego, że wypowiedziała te słowa na głos. Draco przysiągł sobie, że będzie przy niej. Bez względu na wszystko.
– Spokojnie, nie pozwolę, żeby ci się coś stało – wyszeptał cicho, przysiadając na oparciu jej fotela i otaczając ją ramieniem. Hermiona z uśmiechem spojrzała na Draco.
– Dziękuję – odrzekła, wtulając się w jego umięśnione ramię. Wdychała subtelny zapach jego wody kolońskiej. Cieszyła się z jego towarzystwa,choć nigdy nie powiedziałaby mu tego. Był przy niej, kiedy tego potrzebowała. Spełniał obietnicę, którą złożył jej wtedy w ogrodzie. Obawiała się tego, co może zrobić Zakon. Jasne było, że za wszelką cenę będą starali się udaremnić jej wstąpienie w szeregi Czarnego Pana. Przy Draco czuła się taka bezpieczna. Wierzyła, że on nie pozwoli jej skrzywdzić. Nawet nie wiedziała, kiedy zmorzył ją sen. Poczucie bezpieczeństwa i niemal całkowity mrok, jaki spowił pomieszczenie, zrobiły swoje. Smok obserwował przez chwilę śpiącą na jego ramieniu dziewczynę. Nie chciał myśleć o swoich uczuciach do niej. Chciał ją chronić, jednak miał też wiele innych odczuć obcych mu do tej pory. Było to zbyt skomplikowane. Dla niego zawsze było takie proste. Dostawał to, czego chciał, ledwie sobie tego zażyczył. A tu pierwszy raz musiał o coś zawalczyć i podobało mu się to.

sobota, 20 kwietnia 2013

The Versatile Blogger

Zostałam nominowana przez Florence za co bardzo dziękuje :) Buziaki dla Ciebie Flo :)




Każdy nominowany powinien;
-podziękować osobie która go nominowała.
-ujawnić nagrodę na blogu
-napisać siedem faktów o sobie.
-nominować dziesięć blogów i je o tym powiadomić



Fakty o mnie:

~*~ Mój ulubiony kolor to zielony.
~**~ Nie lubię brukselki.
~***~ Jeżdżę konno.
~****~ Mam psa który wabi się Nimfadora.
~*****~  Chciałabym zwiedzić muzeum Harry'ego Pottera w Londynie
~******~ Jestem leworęczna (jak Voldemort :p)
~*******~ Czekam na list z Hogwartu :)


Nominuję:

Resztę nominacji uzupełnię w najbliższym czasie :)


Buziaki H.R



piątek, 19 kwietnia 2013

Rozdział IX

Hej moje Drogie Czytelniczki :) Nowy rozdział od dłuższego czasu :) Pojawia się wstęp do nowego wątku. Mam nadzieję,że się Wam spodoba i będziecie komentować :)
Wersja nie sprawdzona przez betę więc musicie wybaczyć błędy Waszej Autorce która stwierdziła ,że za długo nie było nowego rozdziału i wstawi to co ma.
Dziękuje Wam za ponad 6000 wyświetleń. To bardzo miłe dla mnie i mojej weny :)
Jestem z Wami ponad miesiąc jest to mój dziewiąty rozdział tej historii. Trzynasty post opublikowany na blogu. Teraz mam nadzieję,że czas i wena pozwolą by rozdziały pojawiały się tak jak założyłam na początku tego opowiadania czyli w środę i z piątku na sobotę. Może dni wolne pozwolą napisać większą ilość rozdziałów. No ale ten wstęp jest długi... Żeby Was nie zanudzić już kończę.
Przesyłam ciepłe jak ta pogoda za moim oknem pozdrowienia i podziękowania :)

Hermiona jakby nigdy nic jadła słuchając zabawnej historyjki Paula o tym jak kiedyś zafarbowali szaty Igora Karkarowa na różowo. Nie miała pojęcia,że trzy osoby kiedyś jej tak bliskie patrzą na nią z rozpaczą.
Po skończonym posiłku wraz z Pansy udały się do lochów. Kiedy mijały stół Domu Lwa Hermiona oderwała od mundurka plakietkę Gryffindoru i rzuciła ją pod nogi wstającego Wybrańca. Kiedy się odwracała dostrzegła ból wymalowany jego twarzy. Uśmiechnęła się kpiąco.
- Główne Dziecko Domu Lwa chyba zgubiło swój smoczek. - zadrwiła Pansy dość głośno by jej słowa dotarły do uszu wyżej wspomnianego czarnowłosego chłopaka.
- A ty co mopsico ja przynajmniej mam swój mózg. - odciął się jej Harry.
- Może i masz ale raczej z niego nie korzystasz Chłopcze-Który-Przeżył-Przypadkiem. - wtrąciła się Hermiona patrząc z pogardą na bliznowatego.
- Chodźcie moje żmijki nie warto wdawać się w dyskusję z niższym gatunkiem. - przerwał tę wymianę zdań Paul. Ślizgonki po raz ostatni obrzuciły pogardliwym spojrzeniem Gryfona i odeszły.
Riddle przepełniała ciekawość jaki jest Pokój Wspólny Slytherinu. Po wejściu do lochów minęli klasę Eliksirów zagłębiając się w  mroczne korytarze z czarnej cegły oświetlane pochodniami,z zielonymi płomieniami. Tworzyło to specyficzny nastrój tajemniczości i potęgi. Zatrzymali się przed czarną ścianą na której było godło Slytherinu.
- Czysta krew. - powiedziała Pansy. Ściana rozsunęła się ukazując wejście do Pokoju Wspólnego w którym nikogo nie było. Jak się domyśliła Miona większość albo jest na kolacji albo porządkuje bagaż. Brązowooka rozejrzała się z ciekawością po pomieszczeniu. Był to wydłużony nieokrągły loch ze ścianami z czarnej cegły na których gdzie nie gdzie błyszczały zielono srebrne draperie. Pod ścianą na przeciw wejścia był zdobiony wężowymi rzeźbami marmurowy kominek w którym trzaskały leniwie płomienie. W pomieszczeniu były bogato rzeźbione stoły z ciemnego drewna i obite szmaragdowym aksamitem fotele wraz z okrągłymi podnóżkami. Nieco głębiej stało kilka kanap. Z sufitu zwieszały się zielone lampy rzucające na pomieszczenie długie cienie.
- No i jak ci się podoba twój drugi dom?? - zapytała Pansy z uśmiechem. 
- Jest piękny. - powiedziała prosto Riddle i opadła na stojący najbliżej fotel a na jej wargi wpłynął pełen zadowolenia uśmiech. Nareszcie była tam gdzie być powinna od samego początku. - Jakich mamy Prefektów?? - zapytała Hermiona Pansy patrząc na jej brata  który rozsiadł się na fotelu po prawej stronie dziewczyny jego siostra zajęła fotel na przeciwko Miony.
-Na razie pewny jest tylko Draco. Co do dziewczyny Snape musi ustalić z Starym Trzmielem. - odpowiedziała zielonooka brunetka. - Pewnie dowiemy się jutro. - w tym momencie ściana rozsunęła się i wszedł Draco prowadząc pierwszoroczniaków stanął z nimi przy schodach ukrytych we wnęce pokoju.
- Na lewo dziewczęta na prawo chłopcy. - Miona z podziwem zauważyła,że chłopak podchodzi poważnie do swoich obowiązków. Blondyn jakby wyczuł jej spojrzenie bo odwrócił się i puścił jej perskie oko.
Dziewczynie przypomniało się to co powiedział w pociągu a na jej policzki powoli wkradł się uroczy rumieniec. Na co młody Malfoy uśmiechnął się triumfująco pod nosem. 
- Co ty się tak rumienisz? - zapytała ją rozbawiona Pansy rozglądając się po pokoju by odnaleźć przyczynę zarumienienia przyjaciółki. Kiedy dostrzegła zadowolony uśmiech Malfoy'a wszystko stało się dla niej jasne.
- To  może pokażesz mi dormitorium? - zapytała Miona chcąc uniknąć komentarza ze strony Pansy.
- Jasne, chodźmy. - zgodziła się ochoczo jej przyjaciółka wstając z fotela i prowadząc ją do schodów. Na kwadratowej klatce schodowej było siedem par drzwi każde miały srebrną tabliczkę na której był podany rok. Ich celem były drzwi z tabliczką szóstego roku. Po ich pchnięciu znalazły się w kolejnym przedsionku z trzema parami drzwi. Na tabliczkach były nazwiska. Obie czarownice skierowały się do tych drzwi po lewej.
Hermiona otworzyła drzwi. Znalazły się w kwadratowym pomieszczeniu w którym było pięć łóżek z szmaragdową pościelą na której było wyszyte godło Domu Węża pod ich stopami leżał puszysty srebrny dywan. Dziedziczka Slazara rzuciła się na łóżko przy którym stał jej kufer.  Pansy zrobiła to samo po jej lewej stronie.

~~**~~

22.00 Perspektywa Draco:

Szedł właśnie na patrol. Pierwszy raz od roku patrolował korytarze bez Pansy. Kiedyś może była nim zauroczona i nieco go irytowała ale wszystko się zmieniło w czwartej klasie kiedy postanowili,że będą przyjaciółmi. Może to była pusta gadka jaką wiele razy spławiał swoje byłe ale z Pansy było inaczej.
Ona była jego najlepszą przyjaciółką on był jej najlepszym przyjacielem. Obojgu pasował taki układ.
Jak zwykle patrol rozpoczynał od korytarza na parterze. Patrol przebiegał bez żadnych większych incydentów. Musiał jak zwykle odjąć kilkanaście punktów jakimś włóczącym się po zamku dzieciakom. Lubił mieć poczucie władzy a stanowisko Perfekta Naczelnego dawało mu jej wystarczającą ilość.
Pozwolił myślom błądzić bez celu. Mimowolnie powrócił do sceny w pociągu. Sam nie wiedział co nim kierowało. Jeszcze to nieznane mu uczucie kiedy Riddle śmiała się z żartów Parkinsona a jego nawet nie zaszczyciła spojrzeniem. Bardzo zabolało to jego dumę. Może w wakacje zatarli za sobą ślady pięcioletniej nienawiści jednak jeszcze daleko było im to przyjaźni choć on się tak stara sprawić by być dla niej oparciem. A Parkinsona zna tak krótko a zachowuje się jakby go znała od zawsze... - kiedy jeszcze raz przeanalizował te myśli doszedł do wniosku, że jego zachowanie jest nienormalne. On bożyszcze czarownic tego zamku,zimny drań,egoista zmienił się przez te wakacje nie do poznania. A to wszystko za sprawą pewnej brunetki o pięknych czekoladowych oczach... 
Ze szlamy w tak krótkim czasie Hermiona zmieniła się w pociągającą arystokratkę. Kiedyś nawet nie zaszczyciłby jej spojrzeniem a teraz? Chciał być przy niej chciał wywoływać uśmiech na jej twarzy. Poprostu być koło niej. 
Z rozmyślań wyrwały go głosy. Blondyn rozejrzał się i odkrył,że znajduje się na siódmym piętrze w korytarzu prowadzącym do gabinetu dyrektora. Wytężył słuch i zamarł bez ruchu.
- Albusie dlaczego chciałeś żebym przyszła z tobą porozmawiać o tak późnej porze? - Smok rozpoznał ten głos niemal od razu. Należał on do McGonagall. "No ładnie urządzają sobie schadzki miłosne w nocy"- pomyślał i powstrzymał się od wybuchnięcia śmiechem.
- Minervo chciałem się z tobą zobaczyć żeby porozmawiać o młodej Riddle... - zaczął dyrektor.
- Dla mnie był to wielki szok. Hermiona...- głos nauczycielki był przepełniony silnymi emocjami których ślizgon nie potrafił nazwać.
- Och tak mną to też wstrząsnęło. Jednak bardziej wstrząsające było zachowanie Hermiony podczas dzisiejszej kolacji. Zniknęło wszelkie dobro jakie miała w sobie ta dziewczyna. - oświadczył mężczyzna,
- Ależ Albusie! Nie możesz osądzać jej tak surowo na podstawie jednego wieczoru! - oburzyła się czarownica. - Na pewno jest w niej jeszcze choć trochę dobra! - oświadczyła nauczycielka
- Minervo Voldemort szesnaście lat temu ukrył Hermionę przy pomocy bardzo pradawnych zaklęć. Nawet ja nie znam do końca ich działania. Jednak miały one na celu ukrycie tej dziewczyny przed nami. Zmienił jej  nieznacznie wygląd . Ale najistotniejszy był charakter i to on właśnie wprowadził nas wszystkich w błąd. Musimy zapobiec dostaniu jej się do szeregów ojca. A jest tylko na to jeden sposób Minervo... - słowa Trzmiela wywołały szybsze bicie serca u Dracona. Nie chciał słuchać dalej. Odwrócił się na pięcie i nie zważając na to,że mogli go usłyszeć puścił się biegiem w kierunku lochów. A w jego uszach brzmiały słowa Albusa Dumbledore'a... 
Jedyne co przebiło się przez te słowa była chęć chronienia Hermiony. Nawet własnym życiem jeśli będzie trzeba...
Niczym burza wpadł do Pokoju Wspólnego i rozejrzał się. Nie było jej. Niemal jęknął z rozpaczy.
Podbiegł do schodów prowadzących do dormitorium dziewcząt. Dotarł do połowy gdy schody zniknęły zamieniając się w ślizgawkę. Głośne przekleństwo jakie wyrwało się z ust blondyna na pewno obudziło którąś z dziewczyn o co on modlił się gorąco w duchu.
-Potrzebujesz towarzystwa Draco? - odezwał się za nim ten przesycony słodyczą głos. Wstał i obrócił się niemal wpadając w ramiona Tarcey. Odskoczył od niej jak oparzony. W jej szarych oczach widział wyraźne pożądanie.
- Nie,Tarcey. - odparł suchym tonem. Zrobiła urażoną minę. Nie lubiła jak zwracano się do niej pełnym imieniem.
- Ale Draco ja zrobię wszystko. Dam ci to czego żadna inna ci nie da. - powiedziała uwodzicielsko.
Stwierdził ,że powinna trochę popracować nad sztuką uwodzenia. Westchnął, w duchu krzycząc z irytacji.
Twierdził,że jego popularność i tabuny wielbicielek to coś wspaniałego.Teraz jednak zmienił zdanie.
Nagle spłynęło na niego olśnienie. Ona dzieliła dormitorium z Mioną...
- Obudź Riddle. - polecił suchym tonem.
- Ale dlaczego miałabym ją budzić? Nie wystarczy ci moje towarzystwo? - zapytała urażonym tonem Davis
- Idź obudź Hermionę!  - polecił bardziej stanowczym tonem. Musi chronić Hermionę i to nie wcale dlatego, że jest córką jego Pana to wiązało się z czymś w środku o czym on nawet nie chciał pomyśleć...
Ta prostaczka wreszcie zdała sobie sprawę,że jeśli nie chce go rozgniewać to musi obudzić Mionę.
Mamrocząc coś pod nosem ruszyła do dormitorium dziewcząt a z ust Perfekta Naczelnego wydobyło się westchnienie ulgi...





czwartek, 11 kwietnia 2013

Rozdział VIII cz II



Macie nową notkę już po sprawdzeniu. Wamplove bardzo szybko się z tym uwinęła.Mam nadzieję,że się Wam spodoba. Z dedykacją dla Inferny.






Po kilkunastu minutach do przedziału wrócił Draco, zastając wszystkich przebranych w szaty, z wyjątkiem samej Hermiony, która wstała kiedy go zobaczyła.

- Dziękuje Draco. - powiedziała miękko patrząc w jego piękne oczy. Na jej malinowych ustach pojawił się lekki uśmiech. Taki jak kiedyś, który widywał z daleka przypatrując się jej z końca Wielkiej Sali.

- Nie ma za co Hermiono. - odpowiedział odwzajemniając spojrzenie, wtaszczając jej kufer do przedziału.

- Smoku co cię tak długo zatrzymało? - zapytał Blaise podnosząc jedną ciemną brew.

- Ktoś musiał pokazać Potterowi i reszcie gdzie ich miejsce. Będą zbierać szczęki z podłogi przez miesiąc po dzisiaj- odparł blondyn z wyraźną satysfakcją w głosie zajmując swoje stare miejsce koło Hermiony.

- No nie męcz nas Smoku pochwal się. - powiedziała Pansy patrząc na niego z uśmiechem.

- Dalsza część przedstawienia będzie po przyjeździe do Hogwartu. Biedne Gryfki. Jak one sobie z tym poradzą.- zaszydziła Hermiona otwierając kufer i wyciągając z niego idealnie poskładaną szatę po czym z nią w ręku wyszła, z przedziału kierując się ku łazience. Po kilku minutach wróciła ubrana w mundurek. Na piersi dziewczyny widniało godło Domu Lwa.

- Nie martw się jeszcze pół godziny i będziesz tam gdzie być powinnaś. - pocieszył ją Blaise widząc jej nieszczęśliwą minę pomieszaną z odrazą.

- Nie mogę się doczekać dalszego ciągu przedstawienia. - powiedziała Pansy z ironicznym uśmiechem.

- Nie tylko ty Pansy. - zapewnił ją Draco.

- Dlaczego nie chcesz nam zdradzić co się stało w przedziale Gryfków? - zapytał Diabeł.

- Och no dobrze powiem wam. - powiedział zniecierpliwiony blondyn. - Ale wszystkich szczegółów nie zdradzę. - dodał z tajemniczym uśmiechem na co z gardeł osób siedzących w przedziale wydobył się cichy jęk rozczarowania.

- No więc. - ponaglił go Paul z delikatnym uśmiechem.

- Gryfki zbierały szczękę z podłogi dwa razy w ciągu dwudziestu minut. Kto by pomyślał tak łatwo da się ich zaskoczyć. - powiedział Draco z politowaniem patrząc prosto w czekoladowe oczy Riddle, która natychmiast zrozumiała aluzję, ale nic nie powiedziała.

- Czego ty się po nich spodziewałeś? - zapytał pogardliwie Paul biorąc czekoladową żabę.

- Byłem na to przygotowany. - wzruszył ramionami Malfoy. - Pierwszy raz kiedy wszedłem do ich przedziału, a drugi raz kiedy wiedziałem, który kufer jest Riddle. - opowiedział im bardzo oszczędnie całą historię młody arystokrata.

- Skąd wiedziałeś, który kufer jest mój? - zapytała cicho Riddle. Co prawda widział go w przed wyjazdem ale myślała, że nie zwrócił na to uwagi.

- Oj złotko przecież dobrze wiesz. - powiedział Malfoy puszczając jej perskie oko. Hermiona nie odpowiedziała i wzięła od Paula czekoladową żabę.

- Czy oni nie są uroczy? - zapytała Pansy Diabła , który pokiwał ochoczo głową. Na bladych policzkach Riddle wykwitł lekki rumieniec.

- Z rumieńcem jesteś jeszcze piękniejsza Riddle. - wyszeptał jej wprost do ucha Draco uwodzicielskim głosem. Hermiona spojrzała na niego zaskoczona czerwieniąc się jeszcze bardziej. Młody arystokrata też był zaskoczony swoim zachowaniem jednak nie dał po sobie tego poznać.

- O patrzcie dojeżdżamy. - odezwał się Paul przerywając ciszę jaka zapanowała w przedziale.

Rzeczywiście zza drzew wyłaniał się Hogwart oświetlony promieniami zachodzącego słońca. Pociąg zaczął zwalniać a na korytarz zaczęli się wysypywać uczniowie. Do ich przedziału jakoś przez tłum przedarł się Mistrz Eliksirów.

- Hermiono pojedziesz z Gryfonami powozem. - oświadczył a z ust Riddle wydobył się cichy jęk. - Razem z profesor McGonagall wyznaczyliśmy ciebie i Draco do sprawdzenia pociągu. - dodał ciszej. Hermiona skinęła tylko głową. Czekali w przedziale aż pociąg nieco opustoszeje. Pożegnali się z Pansy, Diabłem, Paulem i zabrali się za wykonywanie swoich obowiązków. Sprawdzali kolejne przedziały w milczeniu.

Dzięki podziałowi obowiązków poszło im to bardzo sprawnie. Już po kilkunastu minutach wyszli na już nieco mniej zatłoczony peron i skierowali się w milczeniu do powozów. Hermiona zajęła miejsce obok Ginny.

Nie odezwała się do niej ani słowem co trochę zabolało Rudą. Po dojechaniu do zamku wysiadła i nie czekając na byłych przyjaciół włączyła się w tłum uczniów zmierzających do Wielkiej Sali.

Szybko zajęła wolne miejsce ignorując ciekawskie spojrzenia rzucane przez innych mieszkańców Domu Lwa. Kiedy wszyscy już zajęli miejsca rozpoczęła się Ceremonia Przydziału, którą dziewczyna śledziła uważnie. Zauważyła w kolejce Paula, który górował nad pierwszorocznymi.

Tiara rozpoczęła śpiewać swoją pieśń będącą identyczną z tą ubiegło roczną:


Lat temu tysiąc z górą,

Gdy jeszcze nowa byłam,

Założycieli tej szkoły'

Przyjaźń szczera łączyła.

Jeden im cel przyświecał

I jedno mieli pragnienie,

By swą wiedzę przekazać

Przyszłym pokoleniom.

"Razem będziemy budować!

Wiedzy pochodnię nieść!

Razem będziemy nauczać

I wspólne życie wieść".

Gdzie szukać takiej zgody


I tak głębokiej przyjaźni:

Czworo myślących zgodnie

I nie znających waśni.

Gryffindor i Slytherin

zgadzali się nawet w snach.

I zawsze widziano razem

Ravenclaw i Hufflepuff.

Jak więc taka przyjaźń

Już wkrótce się rozpadła?

Tego młodzież dzisiejsza'

Przenigdy nie odgadła.

Slytherin nagle oświadcza,

Że ani mu się śni,

Nauczać magii takich,

Co nie są czystej krwi.

Ravenclaw na to rzecze,

Że bystrych nauczać chce,

Gryffindor że ceni dzielność

Bardziej niż czysta krew.

Hufflepuff chce uczyć wszystkich,

Jak głośno oświadczyła.

Sporu nie rozstrzygnięto

Ja tego świadkiem byłam.

Bo każdy z założycieli

W domu swym rządzić chce,

Każdy przy swoim wyborze

Do końca upiera się.

Slytherin przyjmuje takich,

Co mają czystą krew,'

Co mają więcej sprytu

Od uczniów domów trzech,

Ravenclaw bystrych ceni,

Gryffindor dzielnych chce,

A Hufflepuff resztę uczy

Wszystkiego co sama wie.

Tak więc spór zakończono

I przyjaźń się umocniła,

Na wiele lat powróciła.

Lecz później znów niezgoda

Wśród czworga się zakrada,

Na błędach wykarmiona,

Czai się w sercach zdrada.

Domy, co jak filary

Dzielnie wspierały szkołę,

Zaczęły sobie nawzajem

Narzucać swoja wolę.'

I już się wydawało,

Że koniec szkoły bliski,

Że odtąd druh druhowi

Stanie się nienawistny,

Że miecz o miecz uderzy

I wnet poleje się krew,

Gdy wtem Slytherin stary

Odchodzi z zamku precz.

I choć ucichły waśnie,

Choć spory wygaszono,

Odtąd we wspólnym dziale

Już się nie jednoczono.

I dotąd zgodna czwórka

Niezgodną trójką się stała

I odtąd domy Hogwartu

Dzieli różnica niemała.

A teraz mnie posłuchajcie,'

Wybiła wasza godzina,

Teraz Tiara Przydziału

Rozdzielać was zaczyna.

I chociaż nie wiem sama,

Czy błędu nie popełnię,

Ten przykry obowiązek

Dziś wobec was wypełnię.

Tak jak mi rozkazano,

Na domy was podzielę ,

Choć nie wiem , czy przypadkiem

Przyjaciół nie rozdzielę.

Choć nie wiem, czy mój wybór

Do zguby wiedzie wprost.

Musze wyboru dokonać,

Bo taki już mój los.

Czytajcie znaki czasu,

Poczujcie grozy tchnienie,

Bo dzisiaj Hogwart cały

Osnuły złowróżbne cienie.

Wróg z zewnątrz na nas czyha,

Śmiertelny gotując nam cios, .

Musimy się zjednoczyć

By złowrogi odwrócić los.

Wyznałam wam cała prawdę,

Niczego nie ukryłam

I Ceremonię Przydziału

Za chwilę rozpoczynam


Po zakończeniu pieśni rozległy się długie oklaski. Kiedy ucichły nauczycielka transmutacji zaczęła wyczytywać nazwiska uczniów. Chwilę to trwało nim Paul zajął miejsce na stołku i nałożył starą tiarę.

- SLYTHERIN! - wrzasnęła Tiara bez żadnego zastanowienia. Od strony domu węża rozległy się długie oklaski. Jeszcze kilku uczniów trafiło do jednego z czterech domów. Kiedy Dumbledore chciał rozpocząć przemowę Tiara zagrzmiała na całą Wielką Salę.

- Jeszcze jedna uczennica wymaga ponownego przydziału. Popełniłam błąd sześć lat temu. - na te słowa przez salę przetoczył się pomruk zdziwienia. Wszyscy sądzili, że pomyłka Tiary jest niemożliwa.

- Hermiono jak wszyscy uważają Granger podejdź tu. - polecił stary wyświechtany kapelusz. Hermiona bez słowa wstała od stołu i z dumnie uniesioną głową podeszła do stołka. Usiadła i nałożyła tiarę widząc uśmiechy na twarzach ślizgonów wszyscy inni byli wyraźnie zaszokowani. Nikt nie śmiał się odezwać.

- Ostatnim razem popełniłam błąd. Wiele rzeczy w te wakacje się zmieniło. Oj Riddle tak wiele przed nami wszystkimi ukrył.- szepnęła do niej tiara. - Hermiona Riddle zostaje przydzielona do SLYTHERINU!- wrzasnęła na całą salę. Wtedy rozpętało się piekło. Ślizgoni wiwatowali. Gryfoni wraz z innymi domami domagali się sprawdzenia kapelusza. Ciało pedagogiczne było tak zaszokowane, że nie próbowało nawet uspokoić wrzawy jaka zapanowała w Wielkiej Sali.

Hermiona z cynicznym uśmieszkiem skierowała się w kierunku stołu Domu Węża.

- Miona ten stary kapelusz się pomylił! Przecież ty nie jesteś Riddle! - zaczął krzyczeć Harry. Czarnowłosy chłopak podbiegł do niej i złapał ją za rękę. Riddle odepchnęła go ze wstrętem.

- Jak śmiesz mnie dotykać brudny mieszańcu! - warknęła wściekle. - Ja jestem Hermiona Riddle jedyna córka Czarnego Pana i kolejna dziedziczka Slazara Slytherina! - wrzasnęła na całą salę ślizgonka.

Na te słowa wszyscy umilkli i wszystkie głowy obróciły się w jej stronę.

- Panno Granger proszę usiąść. - powiedział spokojnie Albus Dumbledore. Dziewczyna odwróciła się do niego.

- Panie profesorze chyba pan się pomylił. Jestem córką najpotężniejszego czarnoksiężnika na tej ziemi a nie jakiś nic nie wartych mugolskich dentystów.- powiedziała spokojnie Hermiona unosząc arogancko głowę. Zajęła miejsce przy stole ślizgonów i odwróciła się w stronę dyrektora.

- Moi mili ! Chcę was powitać na kolejnym roku magicznej edukacji który zaczął się dość nietypowo. Tiara nie ma w zwyczaju się mylić. To jest zapewniam was jedyny przypadek od powstania tej szkoły. Obecne czasy są pełne mroku. Musimy się zjednoczyć. I podejmiemy stosowne kroki w tym kierunku . A teraz wsuwajcie!- powiedział nadal zaszokowany dyrektor. Półmiski napełniły się jedzeniem jednak trzy domy nie były w stanie niczego tknąć. W ich głowach nadal huczały słowa Tiary i Hermiony.

Najbardziej jednak byli załamani z uczniów Harry,Ron i Ginny. Z rozpaczą patrzyli na plecy swojej byłej przyjaciółki, która jakby nigdy nic jadła prowadząc ożywioną rozmowę z Paulem.

Rozdział VIII cz I



Niestety usunęło mi tą notkę. Nie pytajcie bo nie wiem jak to się stało :(

Szkoda mi komentarzy :(


Te ostatnie kilkanaście dni wakacji upłynęło Hermionie w bardzo dobrej atmosferze. Poznała lepiej mieszkańców swojego domu, upodobniła się do nich charakterem choć wygląd nie zmienił się zbytnio. Jej włosy były nieco ciemniejsze niż kiedyś. Dziś miała wrócić do jedynego miejsca które łączyło ją ze starym życiem choć i tu wiele zapewne ulegnie zmianie. Było jeszcze dość wcześnie, dopiero siódma trzydzieści a mimo tego było już dość ciepło, i wiał przyjemny wiaterek. Przekonała się o tym otwierając okno i wpuszczając świeże powietrze do jej pokoju. Z westchnieniem usiadła na parapecie wpatrując się w słońce, które wisiało jeszcze dość nisko nad horyzontem. Przez kilka chwil siedziała tak myśląc o tym wszystkim co ją spotkało w te wakacje. Zerknęła przelotnie na zegar i to natychmiast wyrwało ją z zamyślenia, była już ósma trzydzieści co oznaczało, że ma tylko pół godziny na wzięcie prysznica i przygotowanie się do śniadania. Pewnie jak to się często ostatnio zdarzało będą jeść wraz ze śmierciożercami. Nie przeszkadzało jej to. Choć wolałaby to ostatnie śniadanie przed wyjazdem zjeść tylko z rodzicami. Poszła do garderoby, gdzie wybrała jasne beżowe jeansy i granatową koszule. Do tego dobrała buty na niewielkim koturnie w kolorze koszuli. Kiedy jej strój na dziś był już skompletowany ruszyła do łazienki, gdzie poddała się przyjemnej kąpieli. Po mniej więcej dwudziestu minutach niechętnie wyszła z wanny. Wytarła się i włożyła na siebie strój jeszcze tylko wysuszyła włosy zaklęciem, i była gotowa na śniadanie. Zerknęła na zegar było za pięć dziewiąta w tym momencie rozległo się ciche pukanie do drzwi.Wpuściła Strzałkę, która spojrzała na nią ze strachem.

- Wybaczy panienka,że panienki nie obudziłam jak tylko panienkę odprowadzę ukarzę się. - powiedziała skrzatka lekko drżącym głosem ze wzrokiem wbitym w swoje małe pomarszczone stopy.
- Nic nie szkodzi Strzałko sama wstałam. Nie musisz się karać, ale następnym razem nie zapomnij. - powiedziała Riddle. Razem ruszyły do jadalni. Ku zdziwieniu Hermiony rodzice czekali na nią we wnęce przy trzyosobowym stole.
- Mamo,Tato - powitała rodziców i zajęła miejsce po lewicy ojca. Zjedli śniadanie w milczeniu. Kiedy skończyli ciszę przerwała Camile z uśmiechem patrząc na córkę.- Kufer spakowany? - zapytała Czarna Pani, a Hermiona skinęła lekko głową.

- Co mam zrobić kiedy wsiądę do pociągu? - zapytała szesnastolatka patrząc na ojca.

- Usiądziesz z Potter'em i Weasley'em tylko na początku podróży. Nie będzie to trwało zbyt długo. Potem przyjdzie po ciebie Snape z poleceniem udzielenia pewnemu uczniowi korepetycji. W rzeczywistości zabierze cie do przedziału Draco,Pansy i kilku innych osób. - odpowiedział jej szybko Tom.

- Rozumiem. A co ze zmianą domu? - zadała kolejne pytanie młoda czarownica.

- Tutaj Severus wysnuł pewną teorię ale nie jesteśmy pewni czy ona się sprawdzi. - tym razem odpowiedziała Camile łapiąc swoją córkę za rękę.
- Nawet jeśli nie to zmienisz dom córeczko. Obiecuje. A teraz powinnaś iść się już szykować nie zostało za wiele czasu. Na peron zawiezie cię Narcyza wraz Larą. O 10:30 będą na Ciebie czekały przy drzwiach - Hermiona po zerknięciu na zegar przyznała jej rację. Była już dziesiąta. 30 minut później. Hermiona stała przy drzwiach a koło niej stali jej rodzice. Nieco dalej czekała na nią Narcyza wraz z Larą i Draco

.- Córko. Ucz się pilnie i przynoś chlubę swojemu domowi. - te słowa w ustach ojca zabrzmiały dla niej tak oficjalnie i bez emocji. Ona uśmiechnęła się do niego szeroko.
- Oczywiście. Ojcze. - odparła nadal z uśmiechem. Jej matka także na twarzy miała maskę ukrywającą uczucia jednak jej córka widziała wyraźnie,że oczy kobiety stały się wilgotniejsze.

- Uważaj na siebie córeczko. - wyszeptała Camile przytulając ją do siebie. - Będę uważać mamo. - obiecała jej Hermiona.Czas biegł nieubłaganie co dyskretnie przypomniał im Tom. Matka z wyraźną niechęcią wypuściła ją z objęć. Po chwili byli już w Malfoy Manor gdzie czekał na nich samochód z ministerstwa. Po zapakowaniu kufrów do bagażnika zajęli miejsca w samochodzie i wyruszyli na dworzec.

~~**~~


Stali przed dworcem. Mijało ich tak wielu zapracowanych mugoli. Jednak żaden nie zwrócił na nich uwagi.- Hermiono dalej musisz iść sama żeby nie wzbudzić podejrzeń. - wyszeptała jej do ucha Narcyza.Riddle skinęła głową i chwyciła pewniej rączkę od wózka.- Do zobaczenia. - pożegnała trójkę Malfoy'ów. Zamknęła oczy i zaczęła biec na barierkę.Po chwili stała na zatłoczonym dworcu czarodziejów. Wokół niej rozbrzmiewały wesołe rozmowy,kumkanie żab i pohukiwanie sów. W tłumie wypatrzyła charakterystyczną rudą czuprynę byłego przyjaciela.Zaczęła się przedzierać w tamtym kierunku w myślach wzdrygając się ze wstrętem. Po chwili była już koło nich.-Harry,Ron!-starała się zabrzmieć entuzjastycznie i sądząc po ich szerokich uśmiechach udało jej się to doskonale. Po wyściskaniu na powitanie ruszyli szukać nowego przedziału odprowadzani spojrzeniem szaro-niebieskich oczu pewnego blondyna. Znaleźli przedział blisko końca pociągu do którego po chwili wpadła Ginny i Luna. Rozpoczęła się rozmowa na temat wakacji. Dziedziczka Slazara starała się w niej brać jak najmniej udziału. Czuła się nieswojo obok swoich dawnych przyjaciół teraz mieli zostać najgorszymi wrogami. Obserwowała krajobraz za oknem mknącego pociągu.

- Herm wszystko w porządku? - zapytała ją z troską Ginny. Dziewczyna oderwała wzrok od krajobrazu i odwróciła się w kierunku Gryfonów i Luny. Wszyscy patrzyli na nią z troską.
-Tak. Tylko zamyśliłam się trochę.-odpowiedziała z uśmiechem.
- Co czyżbyś nie dostała wszystkich wybitnych na sumach?-zapytał Ron. Hermiona nie otrzymała koperty z wynikami dlatego,że nie chciała wracać do swoich opiekunów chociaż na chwilę. Snape ma dać jej wyniki zaraz po uczcie. Uwaga Rona wzbudziła u niej irytację.

- A ty jakie oceny dostałeś Ron? - zapytała cicho mrużąc oczy i wpatrując się w rudzielca. - Przypominam ci, że gdybym nie pomagała ci w przygotowaniu do testu nie dostał byś ani jednej pozytywnej oceny! -warknęła.

- Oj Herm nie unoś się tak przecież on chciał tylko zażartować. - bronił przyjaciela Harry.

- To kiepski temat sobie wybrał. - warknęła Riddle.- Idę do łazienki.-powiedziała i nie czekając na ich reakcje prawie wybiegła z przedziału wpadając na Paula. Zachwiała się i gdyby jej nie podtrzymał silnymi ramionami upadłaby. Spojrzała na niego z delikatnym uśmiechem.
- Hej wszystko w porządku Miona? - zapytał z troską.

- Wybiegłaś z przedziału jakby cię bazyliszek gonił. -zażartował. W jednej chwili udało mu się poprawić jej humor i sprawić,że zapomniała o swojej złości.

- Tak. - powiedziała uświadamiając sobie,że nadal tkwi w jego objęciach. Delikatnie odsunęła się od niego.
- Nie przekonałaś mnie. - stwierdził Paul z delikatnym uśmiechem. Ona westchnęła cicho.

- Nie tutaj Paul. - powiedziała i odwróciła się w kierunku przedziału z którego wyszła. Wszyscy tam zebrani patrzyli na nią z ciekawością a pewien rudy osobnik z wyraźną złością. Paul bez słowa złapał ją za rękę i zaczął prowadzić na koniec pociągu. Zaglądał do przedziałów poszukując wolnego. Ostatni na końcu pociągu był wolny.
- Tutaj możemy sobie porozmawiać - stwierdził opadając na jedno z siedzeń. Riddle zajęła miejsce naprzeciwko niego.

- Więc o co chodzi? Domyślam się, że jest to związane z naszymi kochanymi Gryfonami. - w głosie chłopaka brzmiał chłód kiedy wspomniał o mieszkańcach domu Lwa.

- Zgadza się. Taka mała błahostka.. - szesnastolatka próbowała zbagatelizować powód swojej złości.

- Nawet gdyby była to najgłupsza i najmniej istotna rzecz chcę o tym wiedzieć. - naciskał Parkinson patrząc jej uporczywie w oczy.

- No dobrze.. - jęknęła. - Ron próbował mi dogryźć z powodu sumów. A ja trochę za bardzo się uniosłam... - powiedziała cicho. Doceniała troskę chłopaka.

- Ruda łasica nie ma za grosz taktu. Jeśli ma jakieś pozytywne oceny zawdzięcza to wyłącznie Tobie. - powiedział Paul. On też naukę brał na poważnie chociaż lubił sobie z żartować na ten temat wiedział kiedy jest na to czas i miejsce.

- Powiedziałam mu to samo pomijając to o takcie - uśmiechnęła się Gryfonka.

- Musisz jeszcze wytrzymać z nimi tylko do pojawienia się czarownicy ze słodyczami. A teraz powinniśmy już wracać przecież poszłaś do łazienki. - Hermiona westchnęła cicho i niechętnie wyszła z przedziału. Paul został tam jeszcze chwilę. Kiedy dziewczyna zniknęła w przedziale wyszedł i udał się do swojego.

- Co tak długo Herm? Z kim rozmawiałaś na korytarzu? - wypytywała ją Ginny.

- Już nie wolno mi mieć innych znajomych poza wami? - zaatakowała Hermiona. Przyjaciele spojrzeli po sobie spojrzeniami "O co jej chodzi?", "Nie mam pojęcia".
- Zmieniłaś kolor włosów i styl ubierania. - zauważył niezwykle spostrzegawczy Ron.

- Och cóż za spostrzegawczość! Jestem też dziewczyną a nie tylko maszynką do odrabiania twoich prac domowych Ron! - warknęła dziedziczka Slazara. Złość na przyjaciół powróciła.

- Hermiono my wiemy, że jesteś dziewczyną tylko.. - zaczął Potter.
- Tylko co? Traktowaliście mnie jak maszynę do zadań domowych i wasze koło ratunkowe! Wykorzystywaliście mnie! - Riddle podniosła głos.

- Na tym polega przyjaźń Hermiono. - zauważyła chłodno Ginny.

- Nie sądzę. Przyjaźń nie polega na wykorzystywaniu jednej strony bez opamiętania i nie dawania nic w zamian! - odpowiedziała lodowato czarownica.

- A jak cię uratowaliśmy przed trollem? - zapytał oburzony Ron.

- Kiedy to było? W pierwszej klasie! - Hermiona spojrzała na niego z politowaniem. - Przez resztę czasu ja was ratowałam z opresji! - warknęła. Jej złość narastała. Gwałtowną wymianę zdań przerwał Snape wchodząc do przedziału.

- Granger do mnie. - warknął. Riddle skrzywiła się nieznacznie słysząc swoje dawne nazwisko.- Dziesięć punktów od Gryffindoru za zakłócanie spokoju. - warknął profesor wyprowadzając dziewczynę z przedziału. Ruszyli w kierunku części pociągu zajmowanej przez ślizgonów.

- Przed końcem podróży wyślę kogoś żeby przyniósł ci szatę. - powiedział Mistrz Eliksirów tak żeby tylko ona mogła to usłyszeć.

- Gdyby ktoś cię zapytał co tu robisz. Udzielasz korepetycji z eliksirów Pansy. Jasne? -kiedy przytaknęła rozsunął drzwi od przedziału i wpuścił ją do środka. Po krótkim powitaniu zajęła miejsce pomiędzy Draco a Blaise'm.

- I jak tam nasze Gryfiaczki? - zapytał Blaise z ironicznym uśmieszkiem.

- Nieporadne jak zwykle czekają aż ktoś im powie co mają robić. - odparła Riddle z wrednym uśmiechem.

- Biedactwa. - powiedziała Pansy z udawanym współczuciem.- Chcesz może czekoladową żabę? - zapytał Paul wyciągając w jej stronę słodycze. Hermiona poczęstowała się i lekko uśmiechnęła się do chłopaka który odpowiedział jej jednym z najpiękniejszych uśmiechów. Draco spojrzał na nich z obojętnością a w środku wręcz gotował się ze złości.

- Co wy tu się tak do siebie szczerzycie? - zapytał podejrzliwie Zabini.- Oj to już uśmiechać się nie można? - zapytała Hermiona przewracając oczami.

- Diable poluzuj gorset. - rzucił Paul ze śmiechem. Hermiona i Pansy też się roześmiały. Jedynie Draco pozostawał obojętny na żarty kolegów.
- Uważaj bo zaraz Smok zacznie ziać ogniem. - ostrzegł go Diabeł. Pansy spojrzała na brata ostrzegawczo. Hermiona spojrzała na Draco. W jego oczach dostrzegła złość, smutek i zazdrość? Nie mogła się upewnić bo jego oczy na powrót stały się zimne..


Czyżby Draco był zazdrosny? - zastanawiała się w dziewczyna. Zaraz odrzuciła tę możliwość. To nie realne. Byli przyjaciółmi ze Smokiem ale czy on chciałby być dla niej kimś więcej??Gdyby tylko on jeszcze sam to wiedział...Podróż upłynęła im w radosnej atmosferze. Kiedy profesor Snape przyszedł do ich przedziału oznajmiając,że czas przebierać się w szaty i zapytał kto przyniesie Hermionie szatę zgłosił się Draco i już po chwili nie było go w przedziale.

W przedziale Gryfonów...

- Myślicie czego chciał od niej Nietoperz? - zapytał Harry przyjaciół z uśmiechem.

- Nie wiem. - odpowiedzieli przyjaciele zgodnie.

- Zmieniła się przez te wakacje. Ciekawe co się stało. Ludzie nie zmieniają się ot tak. - powiedziała Luna z zamyśleniem. - Kto wie może gnębią ją gnębiwtryski? - wzruszyła drobnymi ramionami.

- Na jej urodzinach przecież była normalna. - analizowała Ginny próbując odnaleźć przyczynę złego samopoczucia Hermiony. - Na zebraniu Zakonu zachowywała się dziwnie. Jak myślicie może to przez tą misję? - zastanawiała się dalej Weasley.

- Nie mamy pojęcia Ginny. - przerwał młodszej siostrze Ron.

- Ja tam uważam,że nie powinna nas tak traktować. - wtrącił się Harry.

- Miała prawo się zdenerwować. Przez pięć lat robiła za was wszystko. - broniła Hermiony Luna.Ich rozmowę przerwał Draco wchodzący do przedziału. Na jego ustach pojawił się ironiczny uśmiech.

- Czego tu Malfoy? - zapytał Ron wyciągając różdżkę.

- Opuść tą różdżkę bo jeszcze sobie krzywdę zrobisz Łasico. - powiedział Draco.

- Czego tu szukasz Malfoy przedział dla fretek jest gdzie indziej. - rzuciła Ginny.

- O widzę, że komuś tu się język wyostrzył. No, no Wiewiórko co powie na to twoja mama? - zaśmiał się Draco.

- A ty Wieprzu mógłbyś się czegoś nauczyć gdybyś tylko był w stanie zrozumieć coś tym swoim malutkim móżdżkiem.- dogryzanie Gryfonom było jego ulubionym zajęciem.

- Ja bym uważał na twoim miejscu Malfoy...- zaczął Harry.

- Zanim zaczniesz mi grozić groźbą bez pokrycia powiedz mi który to kufer Granger? - zapytał Malfoy z satysfakcją obserwując zdumione miny Gryfonów.

- Dlaczego chcesz to wiedzieć? - pierwsza z szoku otrząsnęła się Ginny.

- A dlatego Wiewiórko, że Snape prosił żebym przyniósł kufer Granger. - powiedział Draco.

- Nie boisz się, że ubrudzisz się szlamem Malfoy? - zapytał Ron inny też byli zaskoczeni jeszcze bardziej niż chwilę temu. Smok z uśmiechem triumfu rozpoznał nowy kufer Riddle. Bez większego wysiłku zdjął go z półki po czym wyszedł z przedziału.
“Jeszcze będziecie szorować szczękami po podłodze" - pomyślał z uśmieszkiem.

środa, 3 kwietnia 2013

Rozdział VII

No i jest środa a wraz z nią siódmy rozdział.Chciałabym bardzo podziękować moim czytelniczką miłe komentarze. Pobudza to moją wenę. Mam nadzieje,że miałyście udane święta.
Rozdział z dedykacją dla Was wszystkich.



-Hej.-odpowiedział chłopak patrząc na nią. Przesunął się robiąc jej miejsce koło siebie na marmurowej fontannie. Przez chwilę siedzieli w milczeniu a Malfoy zbierał myśli. Po chwili Hermiona przerwała ciszę.
-Draco dlaczego chciałeś się ze mną spotkać?-zapytała dziewczyna patrząc w jego cudowne oczy.
-Chciałem porozmawiać..-odpowiedział odwzajemniając spojrzenie. Jej oczy były przepełnione ciepłem i łagodnością.-szybko upomniał się za te myśli. Do końca wakacji zaklęcia Czarnego Pana przestaną działać. A wtedy przepadną te piękne czekoladowe oczy. Zostaną zastąpione przez stalową szarość..
-O czym?-zapytała cicho. Nie miała najmniejszego pojęcia o czym mieliby ze sobą rozmawiać. Może i przeprosił ale te pięć lat wyzwisk i nieustannego poniżania zapadły jej w pamięć i raczej szybko tego nie zapomni. Patrzyła na niego próbując wyczytać coś z wyrazu twarzy. Bezskutecznie. Twarz młodego arystokraty była pozbawiona emocji.
-Wiem,że tych pięciu lat łatwo nie da się naprawić.-zaczął chłopak szeptem.-Ale mam zamiar spróbować.-dodał prawie niesłyszalnie patrząc na nią. Jego szaro-niebieskie oczy wyrażały teraz tak wiele smutku...
-Draco..-wyszeptała wstrząśnięta. Nie spodziewała się tego. Zaskoczył ją. Pogodzili się ale ona nie liczyła na to że będą mieć ze sobą  coś wspólnego poza wspólnym domem,lekcjami w Hogwarcie i obradami śmierciożerców.
-Zaskoczyłem cię Riddle?-zapytał a na jego ustach pojawił się pełen zadowolenia uśmiech.
-Troszeczkę...-przyznała niechętnie Hermiona.
-Udało mi się zaskoczyć najmądrzejszą uczennice Hogwartu.-powiedział Draco z triumfem w głosie.
-To był pierwszy i ostatni raz-powiedziała z wyższością Riddle patrząc na chłopaka.
-Rzucasz mi wyzwanie?-zapytał blondyn mrużąc oczy.
-Może...-powiedziała czarownica uśmiechając się figlarnie.
-Przyjmuję. -powiedział bez wahania ślizgon uśmiechając się łobuzersko.-A co zrobisz jak mi się uda?-Hermiona zastanowiła się chwilę patrząc na niego w zamyśleniu.
-Jak ci się uda.-podkreśliła dobitnie dziewczyna.-To nie będzie łatwe.-zaśmiała się cicho.
-Nie wierzysz we mnie?-zapytał chłopak udając śmiertelnie urażonego.
-Ja po prostu staram się ci uświadomić,że będzie ciężko.-powiedziała Riddle patrząc na niego z lekkim ironicznym uśmieszkiem.
-Lubię wyzwania. A najlepsze są nagrody...-powiedział Draco z lekkim uśmieszkiem.
-Ze mną nie będzie łatwo Malfoy więc nie ciesz się przedwcześnie.-Hermiona starała się ostudzić jego pewność siebie.
-Jak zauważyłaś niezwykle błyskotliwie Riddle nazywam się Malfoy. A oni dostają to czego chcą. Prędzej czy później.-powiedział chłopak a dziewczyna prychnęła cicho i wstała.
-No skoro tak to mam nadzieję,że nie będzie to nic pospolitego.-powiedziała zmierzając w stronę dworku.
-Gwarantuje.-zapewnił Draco ze ślizgońskim uśmieszkiem.Po chwili dogonił ją kiedy już była przy drzwiach.
Weszli w ciszy do holu,w milczeniu wspięli się po marmurowych schodach. Zatrzymali się dopiero na drugim piętrze. Przez chwile stali w milczeniu patrząc sobie w oczy. Draco z delikatnym uśmiechem wyszeptał:
-Słodkich snów Riddle.-ona odwzajemniła uśmiech.
-Słodkich snów Malfoy.-powiedziała i poszła do siebie do pokoju. Szybko wzięła prysznic i w piżamie położyła się do łóżka. Jednak długo nie mogła zasnąć rozmyślając o wydarzeniach tego dnia.
Zakon wszystko komplikował.. Z ulgą pomyślała,że we wrześniu się to skończy. Jej myśli powędrowały do chłopaka,który z jej wroga chciał się zmienić w przyjaciela.Nawet nie wiedziała kiedy zmorzył ją sen.

~~**~~

Obudziły ją promienie słońca przedzierające się przed srebrne zasłony. Zaspana dziewczyna usiadła na łóżku przeciągając się mocno. Rzuciła okiem na zegar i z ulgą odkryła,że dochodziła dopiero ósma. Z uśmiechem na ustach powędrowała pod letni prysznic. Po zakończeniu porannej toalety postanowiła powtórzyć materiał z piątej klasy. Właśnie powtarzała transmutację kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Stała w nich Strzałka mówiąc,że ma za piętnaście minut być na śniadaniu. Hermiona oderwała się od notatek i zeszła na dół.
Dzisiaj jedli ze śmierciożercami. Dziewczyna po przywitaniu się ze wszystkimi zaczęła jeść. Kiedy posiłek dobiegł końca Czarny Pan poprosił o uwagę.
-Ze względu na to,że młodzież idzie niedługo do Hogwartu trzeba zakupić im podręczniki i inne szkolne ingrediencje.Jako,że garstka z  nas nie jest poszukiwana listem gończym oni będą towarzyszyć młodym czarodziejom podczas ich zakupów. Podzielimy się na grupy.Narcyza wraz z Draco,Blaise'm,Pansy i Hermioną będą wchodzili w skład pierwszej grupy.Druga grupa to Lara wraz Teodorem,Paulem który przyjedzie dzisiaj po południu. Pierwsza grupa wyrusza o godzinie jedenastej.-zarządził Czarny Pan.
-Kim jest Paul?-zapytała dziewczyna matkę.
-Paul jest bratem bliźniakiem Pansy. Chodził do Durmstrangu ale przenosi się do Hogwartu.-odpowiedziała jej szybko Camile.-Żeby uniknąć,że zostaniesz rozpoznana zmienimy ci zaklęciem kolor włosów i upodobnimy bardziej do mnie.Jeśli tak zadecydujesz te zmiany zostaną na stałe a jeśli nie znikną po powrocie do rezydencji.-wyjaśniła jej matka szeptem. Hermiona uśmiechnęła się do matki.
Mogli odejść. Dziewczyna nie wiedziała co ma ze sobą zrobić przez te półtorej godziny,które zostało do wyjazdu.Minęli ją roześmiani Teodor,Blaise i Draco ten ostatni spojrzał jej w oczy i mrugnął łobuzersko.
Pansy podbiegła do niej z uśmiechem.
-Może wpadniesz do mnie?-zapytała patrząc na nią prosząco.
-A może tak dla od miany ty teraz do mnie?-odpowiedziała pytaniem na pytanie Hermiona. Po chwili już siedziały w jej pokoju.
-I jak było na zebraniu Zakonu?-wypytywała ją zielonooka z zaciekawieniem.
-Nudy. Dumbledore zbierał raporty rozdzielał nowe zadania. Mi też je przydzielił ale zamiast pomóc pokrzyżuje mu plany..-powiedziała dziewczyna uśmiechając się w ślizgońskim stylu.
-A jakie masz zadanie?-wypytywała ją Pansy.
-Miałabym pojechać do Włoch z Potterem i Weasley'em żeby przeszkolić tamtą młodzież w obronie przed czarną magią.-powiedziała nasycając pogardą nazwiska dwójki byłych przyjaciół.
-Staremu brodaczowi zabrakło wykwalifikowanych czarodziei,że chce wysłać te dwie miernoty z tobą?-zadrwiła ślizgonka unosząc brew.
-Najwyraźniej ale jego plany spełzną na niczym kiedy 1 września oficjalnie zostanę ślizgonką.-dziewczyna uśmiechnęła się na samą myśl o tym a Pansy również się uśmiechnęła. -Czemu nic nie mówiłaś,że masz brata bliźniaka?-zapytała Hermiona z udawanym wyrzutem w głosie.
-Tak jakoś wyszło.Nie pytałaś. Ale będziesz miała go okazję poznać po powrocie z Pokątnej.-odpowiedziała królowa Slytherinu.
-Jaki on jest?-zapytała Hermiona z ciekawością.
-Podobny do mnie. Urodzony ślizgion.-powiedziała Pansy patrząc na nią z uśmiechem.
-Ale mi dużo powiedziałaś.. Naprawdę taki szczegółowy opis.-zadrwiła Hermiona.
-Oj Herm sama się przekonasz.-odpowiedziała zielonooka patrząc na brunetkę.Dziewczyna dała za wygraną.Pansy zaczęła rozglądać się po pokoju.
-Sama malowałaś?-zapytała pokazując na obraz wiszący nad łóżkiem.
-Tak. Wczoraj.-odpowiedziała dziedziczka Slazara.
-Ładny.-pochwaliła ją Pansy.
-Dziękuje.-uśmiechnęła się przyszła ślizgonka. Dalszą wymianę zdań przerwało pukanie do drzwi.
-Proszę!-zawołała Hermiona do jej pokoju weszła matka z różdżką w dłoni.
-Witaj Pani.-przywitała Czarną Panią Parkinson.
-Witaj Pansy.-odpowiedziała a na jej ustach pojawił się cień uśmiechu.-Hermiono musimy cię przygotować.-powiedziała Camile z uśmiechem.
-Pani,mam wyjść?-zapytała zielonooka.
-Nie musisz Pansy.-odpowiedziała Camile. Hermiona usiadła w fotelu a jej matka natychmiast zabrała się za zmienianie wyglądu córki. Po dwudziestu minutach była gotowa. Matka kazała jej zamknąć oczy i wyczarowała lusterko. Dopiero wtedy pozwoliła jej otworzyć oczy. Dziewczyna prawie siebie nie poznała.
Miała kruczoczarne włosy opadające falami na ramiona,bladą cerę.Ale największy szok wywołały u niej oczy będące tak samo stalowo szare jak oczy matki i ojca.Były teraz z Camile identyczne no może z wyjątkiem wzrostu.
-Tak wyglądałabyś gdybyśmy cię nie zaczarowali.-wyszeptała Camile.
-Hermiona wyglądasz ślicznie.-zapewniła ją szczerze Pansy.
-Dziękuje..-powiedziała Riddle przyglądając się sobie w lustrze.
-No dziewczyny ubierzcie szaty wyjściowe i zejdźcie na dół.-powiedziała Camile i wyszła.Pansy machnięciem różdżki przywołała swoją szatę i poszła do łazienki. Hermiona przebrała się w garderobie.
Młode czarownice już po chwili były gotowe do wyjścia. Zeszły na dół gdzie czekała na nie Narcyza wraz z Blaise'm i Draco. Chłopcy spojrzeli na Riddle zaszokowani. Malfoy uśmiechnął się do niej lekko.
Pani Malfoy zaprowadziła młodzież do pustej sali w której był tylko kominek trzaskający płomieniami.
Z lekkim uśmiechem poleciła im wziąć z kryształowej misy trochę proszku.Pansy pierwsza weszła w ogień i już po chwili zniknęła wirując wokół własnej osi. Teraz przyszła kolej na Hermionę.
-Na Pokątną!-krzyknęła i wskoczyła w ogień. Zanim zaczęła wirować uchwyciła spojrzenie Draco.
Wylądowała w prywatnym gabinecie. Z pomocą Pansy wyszła z kominka prosto na puszysty dywan.
Szybko otrzepałam szatę z popiołu. Po chwili pojawił się Blaise zaraz za nim Draco a na końcu Narcyza.
-Gdzie idziemy najpierw?-zapytała kobieta otrzepując szatę.
-Może do Esów Floresów?-zaproponował Blaise. Dziewczyny wraz z Malfoy'em Juniorem pokiwali głowami.Wyszli przez zatłoczony pub do obskurnej uliczki śledzeni wieloma zaciekawionymi spojrzeniami.
Narcyza szybko otworzyła przejście na magiczną ulicę. Zgodnie z sugestią Zabiniego udali się do Esów Floresów gdzie zakupili cztery komplety książek do szóstej klasy.Potem udali się do Madame Maklin po zestaw szat dla Draco,Pansy i Blaise'a. Riddle miała już szaty więc cierpliwie czekała kiedy czarownica krzątała się wokół trójki ślizgonów od czasu do czasu przyłapując Maklin na rzucaniu jej ciekawskich spojrzeń. Po jakiejś godzinie kiedy szaty zostały dopasowane ruszyli do Apteki gdzie zakupili potrzebne na ten rok składniki do eliksirów. Zakupy przebiegały w miłej atmosferze zapewnianej przez żarty Blaise'a,który potrafił wywołać uśmiech na poważnym obliczu Narcyzy.
Kiedy wrócili do domu była już pora obiadu,który cała czwórka młodych czarodziejów pochłonęła z wielkim apetytem.Przy stole siedział też obcy Hermionie chłopak w którym na pierwszy rzut oka rozpoznała Paula Parkinsona. Po posiłku razem z dwoma ślizgonami przywitała się z Paulem. Uśmiech miał równie czarujący co Malfoy czy Zabini. Dziedziczka Slazara już widziała oczami wyobraźni wiele jego fanek.
Do wieczora szóstka ślizgonów (Teodor,Draco,Blaise,Pansy,Paul i Hermiona) siedzieli w pokoju najmądrzejszej czarownicy Hogwartu rozmawiając i poznając się ze sobą bliżej. Szesnastolatka przekonała się o tym,że mieszkańcy Domu Węża potrafią być zabawni i mili. Ale to oblicze było zarezerwowane wyłącznie dla wybranych. Wątpiła w to,że ktoś inny poza nimi samymi pozna to oblicze. Był to ślizgoński sekret jak się później okaże jeden z wielu...

 Kolejna notka: z piątku na sobotę :)