Mam dla Was coś co wyprodukowała moja wena nakarmiona pięknymi komentarzami za które Wam bardzo dziękuje. Niestety miniaturka bez bety. Ten twór chorej wyobraźni autorki miał nazywać się Więźniarka Azkabanu. Ale zmieniłam nazwę. Kiedy pisałam ostatnie zdanie miniaturki nasunęły mi się te słowa. Ten tytuł bardziej mi pasował. Pisząc początek targały mną emocje. Wyobrażałam sobie to co pisze i to ściskało mi serce. Zobaczymy jak Wy ją przyjmiecie. Mam nadzieje, że pojawią się obiecane przy patronusie komentarze :) Miniaturka nie ma żadnego powiązania z głównym opowiadaniem.
Azkaban nie należał
do najprzyjemniejszych miejsc w świecie czarodziejskim. Ale
obowiązek Ministra Magii zobowiązywał. Zwłaszcza, że w ciągu
dwóch lat od zakończenia wojny osadzono tam wielu śmierciożerców.
A nawet samą córkę Czarnego Pana która miała dziś mieć proces.
Zamknięto ją pół roku temu w Azkabanie przed procesem by
uniemożliwić jej wymiganie się od kary. Jej obrońcy wpłacili
kaucje dającą Riddle półtora roku wolności. Minister nie chciał
myśleć o tym, że kiedyś to była Hermiona Granger. Takie
rozmyślania towarzyszyły Kingsleyowi kiedy przygotowywał się do
podróży przez morze północne. Leciało z nim kilku
wykwalifikowanych aurorów. Riddle nie była niebezpieczna podobno
Azkaban wykończył ją szybciej niż kogokolwiek. W podróży
towarzyszyli mu Potter, Weasley, Thomas, Lupin i Black.
– Zapowiada się ciężka
przeprawa. – mruknął Remus, który po wojnie został zaproszony
do wykonywania zawodu aurora. Cała piątka je otrzymała. Może
dlatego, że podczas wojny wykonali najlepszą robotę. Mężczyźni
wiedzieli, że nie chodzi tutaj o samą podróż. Chodziło o stan
psychiczny Hermiony. Była kompletnie załamana. Żadnej iskry
życia...
– Remusie mi też się nie
uśmiecha podróż do tego miejsca. W końcu spędziłem tam
trzynaście lat. Ciekawe czy dementorzy mnie pamiętają. Tak się za
nimi stęskniłem! – mruknął Syriusz. Dwa ostatnie zdania
wypowiedziane przez mężczyznę ociekały sarkazmem.
– Na trzy. Raz. Dwa. Trzy! –
przerwał tę wymianę zdań minister sześć donośnych trzasków
rozległo się w tej samej chwili. Tylko ta szóstka mogła pokonać
bariery ochronne Azkabanu. Aportowali się u stóp twierdzy. Jak na
komendę w tym samym czasie otulili się mocniej pelerynami. Przy
boku każdego z czarodziei był patronus chroniący przed dementorami
weszli do środka przez wąskie drzwi.. Pokonywali w milczeniu wąskie
schody. Na każdym poziomie było około 50 celi. W większości
pełnych. Cela 231 była tą której szukali. Mieściła się na
czwartym i pół piętrze. Dementor niechętnie odsunął im kraty
wiodące do celi. Skulona w ciemnym kącie drobna postać otworzyła
oczy. Każdy mężczyzna wzdrygnął się nieznacznie widząc te
kiedyś ciepłe czekoladowe tęczówki wypełnione teraz strachem .
Kobieta była przeraźliwie chuda. Jej toga więzienna wisiała na
niej przeraźliwie. Włosy poskręcanym kołtunem opadały na szarą
od braku słońca twarz. Harry i Ron ostrożnie podeszli do
czarownicy. Pozostała trójka celowała w nią różdżkami.
Chwycili ją za ramiona i podnieśli. Obaj dorobili się sporo mięśni
i wyrośli. Kiedy ją chwycili kobieta unosiła się kilka cali nad
podłogą. I tak zapewne nie byłaby w stanie iść sama. Trzask
oznaczający deportację rozniósł się po kamiennych ścianach.
Wylądowali w głównym holu Ministerstwa wypełnionym teraz przez
reporterów. Na ten proces czekano. Domagano się pocałunku
dementora. A to wszystko przez nazwisko jakie ta czarownica nosiła.
Minister sam był sędzią na tym procesie bojąc się, że sędziowie
z Wizengamotu mogliby okazać się niesprawiedliwi. Oczekiwano
szybkiego procesu i szybkiej egzekucji. Bez obrony. Przecież ona i
tak nie byłaby w stanie się bronić. Minister jednak powołał
dwóch obrońców. Severusa Snape'a i Dracona Malfoy'a . Obydwaj byli
śmierciożercami. Ale chronił ich dokument zwany Łzami Feniksa.
Był to dołączony do testamentu Albusa Dumbledore'a list
uniewinniający te dwie osoby od zarzutu śmierciożerstwa. W
siódemkę zjechali windą do Departamentu Przestrzegania Prawa.
Hermiona zwisała pomiędzy ramionami dwójki dziewiętnastolatków
jak szmaciana lalka. Była nieprzytomna.
– Panie Ministrze! Riddle straciła
przytomność. – powiedział zaniepokojonym tonem Harry. Była
kiedyś jego przyjaciółką. Nadal się o nią martwił zwłaszcza,
że to jej matka ocaliła go od śmierci w Zakazanym Lesie. To Camile
umożliwiła mu pokonanie jej męża. Szkoda, że przy tym sama
zginęła. Harry dopilnował by pochowano ją tak jak należy. A nie
jak większość poległych śmierciożerców pod murami Azkabanu.
– Przesuniemy rozprawę o kilka
godzin. – mruknął minister wysyłając patronusa. Spojrzał na
zmaltretowaną twarz dziewczyny. Ogarnęła go litość.
–
Zaniesiemy ją do mojego gabinetu.Wezwiemy
uzdrowiciela... – powiedział Lupin a w jego głosie było słychać
wahanie. Uzdrowiciele nie chcieli leczyć osób które parały się
śmierciożerstwem. Jej mogliby zrobić celowo krzywdę. Skazańców
leczyli jeśli była potrzeba Severus wraz z Poppy.
– Expecto Patronum. –
mruknął Black. – Posłałem po Severusa i Poppy. – wyjaśnił.
Przenieśli bezwładną dziewczynę do biura Lupina mieszczącego się
na drugim piętrze. Ron machnięciem różdżki zmienił biurko w
wygodne łóżko. Kiedy zobaczył uniesione brwi piątki mężczyzn
spurpurowiał.
– Przecież to była nasza przyjaciółka. I nie
brała czynnego udziału w bitwie. Niech chociaż przez chwilę
będzie jej wygodnie. – tłumaczył się rudy auror. Harry
rozumiał. Kiedy jej ojciec zabijał Hermiona wraz z Poppy ratowała
rannych. Razem ułożyli drobne ciałko dziewczyny na łóżku.
Wydawała się jeszcze mniejsza pod puchatym kocem wyczarowanym przez
Remusa.
– Właśnie Kingsley... Nie
brała udziału w bitwie. Ratowała w tym czasie rannych! Była
śmierciożercą ale raczej nie miała wyboru. Już te pół roku w
Azkabanie było wystarczającą karą. Przez sześć lat wzorowa
uczenica... – zaczął Syriusz ogarnięty litością kiedy patrzył
na Hermionę skuloną na łóżku. Była taka bezbronna.
– Wiem Black, wiem. Pilnujcie jej. Nie długo
wrócę. – powiedział minister i już sekundę później go nie
było. Szybkim krokiem zmierzał do swojego gabinetu. Zatrzymała go
dziennikarka ubrana w jadowicie żółtą pelerynę . Towarzyszył
jej fotograf podobnie ubrany.
– Panie ministrze,
czy to prawda, że rozprawa Hermiony Riddle została przesunięta? –
zapytała czarownica a on miał ochotę zakląć. Skąd te hieny
prasowe już o tym wiedziały?
– Tak, rozprawa została przesunięta z powodu złego stanu
fizycznego więźniarki. – powiedział minister. Fotograf dał mu
fleszem po oczach.
– Jaki będzie wyrok? –
dociekała. Minister stłumił westchnięcie.
– Ta rozprawa
nie należy do najłatwiejszych. Wyroku nie da się określić
jednoznacznie. – minister zobaczył jak na niezbyt urodziwą twarz
dziennikarki wkrada się rumieniec oburzenia.
– Ależ przecież to córka mordercy! – zakrakała.
– Właśnie CÓRKA. Czy to ona mordowała? Nie.
Przepraszam ale jestem zbyt zajęty by dokończyć wywiad. Proszę
umówić się z moim pośrednikiem. – uciął minister i odszedł
szeleszcząc połami peleryny. Znalazł się w swoim gabinecie. Opadł
ciężko na fotel i obrócił się w nim do obrazu wiszącego z tyłu.
Był to portret Albusa Dumbledore'a.
– Witaj
Kingsley, czyżby wyrok już zapadł? – zapytał były dyrektor
Hogwartu.
– Rozprawa została przesunięta o kilka godzin. Riddle
jest w złym stanie fizycznym. Zemdlała nam. Potter i Weasley
musieli ją wynieść z celi. – mruknął minister. – Przyszedłem
poradzić się ciebie Albusie. – dodał.
– Poradzić... Porady
to cenna i straszna rzecz jeśli usłyszymy ją od nieodpowiedniej
osoby. – rzekł siwobrody mężczyzna z portretu. Jego przenikliwe
oczy spoglądały na ministra zza okularów połówek. – Ta dziewczyna nie zrobiła nic złego poza tym, że urodziła się z nieodpowiednim nazwiskiem. Torturowała ale za to spotkała ją już kara. Ratowała ludzi podczas wojny. Jej matka poświęciła żeby pomóc pokonać Lorda Voldemorta. – powiedział minister.
– Więc czemu chcesz zesłać ją do Azkabanu? – zapytał łagodnie portret.
– Dziękuje, Albusie. – powiedział minister wstając z fotela.
W tym samym czasie. Perspektywa Harry'ego
Patrzył na Hermionę a przez jego głowę przelatywały wspomnienia tych pięciu lat spędzonych razem. W gabinecie panowała atmosfera oczekiwania. Czekali na Severusa i Poppy. Szatynka nie poruszyła się ani razu odkąd ją tu przynieśli i gdyby nie jej chrapliwy urywany oddech wzięliby ją za martwą. Wreszcie drzwi otworzyły się i wpadł przez nie Snape.
– Odsuńcie się od niej. – burknął na
przywitanie Mistrz Eliksirów od razu podchodząc do łóżka i
wyciągając z kieszeni jedną fiolkę z jadowicie zielonym płynem.
– Co jej podajesz Severusie? – zapytał Lupin, który nieco
powiększył swój gabinet zaklęciem. Pięcioro aurorów stłoczyło
się we wyczarowanej wnęce. Główna część schludnego gabinetu
była zajęta przez wygodne łóżko.
– Eliksir Wzmacniający. – burknął Snape
odkorkowując flakonik. – Potter chodź tu. Przytrzymasz jej głowę
żeby się nie zadławiła – natychmiast podszedł do łóżka i
odpowiednio przytrzymał głowę byłej przyjaciółki. Przez szarawą
skórę czuł wyraźnie jej żuchwę. Połknęła eliksir
natychmiast. Odsunął ręce i wrócił do wnęki.
– Za piętnaście
minut powinna się zacząć poruszać. Teraz była zbyt słaba by
mieć koszmary. Ale to za piętnaście minut minie. Radzę ci rzucić
zaklęcia wyciszające gabinet, Lupin. Muszę lecieć do zamku po
resztę eliksirów. Poppy jest zajęta. Draco zaraz przyjdzie żeby
jej przypilnować. – po tych słowach jego znienawidzony nauczyciel
rozpłynął się. Poczuł jak ktoś odciąga go od łóżka Riddle.
To był Ron. W tym czasie Lupin zaczął rzucać zaklęcia
wyciszające. Pomagał mu Syriusz.
– Harry... My nie możemy pozwolić by znowu trafiła do
Azkabanu. – powiedział stanowczo jego przyjaciel.
–
Spokojnie Weasley. Z taką obroną nikt jej tam nie wyśle. – za
plecami Wybrańca rozległ się głos Malfoya. Odwrócili się do
blondyna.
– A więc chcesz
powiedzieć, że gramy w jednej drużynie? – zapytał. Nigdy by się
takiego obrotu spraw nie spodziewał. Gdyby ktoś mu powiedział, że
będzie robić coś wspólnie z Malfoyem wyśmiałby go.
– Tak, Potter. Nie wierzę, że to mówię ale tak. Dla niej. –
powiedział Draco. Wymienili uściski dłoni. Blondyn natychmiast
zajął miejsce przy łóżku dziewiętnastolatki patrząc z
niepokojem na zegar wiszący nad drzwiami. Harry odruchowo też tam
spojrzał. Została minuta... Wszyscy zamarli jakby oczekując na
cios. Hermiona poruszyła się. Drgnęły jej kościste palce
zakończone długimi żółtymi paznokciami. Przekręciła się na
drugi bok. Oczy wszystkich były utkwione w nastolatce. Spała a z
jej ust wydobył się cichy jęk. Draco natychmiast rzucił zaklęcie
sprawdzające. To nie był żaden fizyczny ból. Zaczynał się jej
koszmar... Zaczęła się rzucać w pościeli. Z jej gardła wydobył
się ochrypły krzyk. Blondyn złapał ją delikatnie za rękę.
Głaskał ją po brudnym zapadniętym policzku. Mruczał coś do niej
uspokajająco jednak to nic nie dało. Hermiona była zamknięta w
więzieniu swojej złamanej psychiki. Krzyk przybierał na sile. Z
każdą sekundą. Był to okropny chwytający za serce dźwięk.
– Malfoy,
zrób coś! – wrzasnął Dean zakrywając uszy. Blondyn głaskał
ją po czole na którym zaczynał pojawiać się pot.– Nie zabijaj ich! Są niewinni! Nie rób tego! Nieee! – krzyk ustał przeradzając się w mamrotanie. Jednak ostatnie słowo zamieniło się w krzyk. Draco nie mógł znieść cierpienia tej kruchej istotki jaką była jego Hermiona. Rzucała się jeszcze bardziej. Zrobiłaby sobie krzywdę gdyby nie to, że Draco zamknął ją w żelaznym uścisku swoich ramion. Mruczał do niej cały czas próbując ją wyrwać z koszmaru. Zebrani we wnęce mężczyźni przyglądali się temu ze zdziwieniem. Łzy na policzkach dziewczyny zostawiały lśniące ślady. Krzyk trwał i trwał a oni byli coraz bardziej bezradni. Na szczęście wrócił Snape z torbą eliksirów. Draco trzymał dziewczynę kiedy mężczyzna podawał jej eliksiry. Uspokajający. Witaminowy. Jednak nie sięgnął po eliksir Słodkiego Snu co zdziwiło chłopaka. Kiedy dziewczyna przestała się rzucać wszyscy odetchnęli z ulgą.
– Dlaczego nie dasz jej eliksiru Słodkiego Snu? – zapytał blondyn zmartwionym tonem.
– Nie wolno mi. Ten eliksir wziąłem żebyś mógł go jej podać jak zabierzesz ją już do domu. – powiedział Snape. Harry zdumiał się pewnością Postrachu Hogwartu o tym, że Riddle wróci do domu...
– Rozprawa odbędzie się za godzinę. – dodał mężczyzna. Ta wiadomość obniżyła temperaturę w pomieszczeniu o kilka stopni.
Godzina
szybko minęła na rozmowie o tym jakich argumentów użyć żeby
obronić Hermionę. Ktoś musiał obudzić Hermionę. To zadanie
padło na Draco, który z wielką delikatnością potrząsnął jej
ramieniem. Cicho wymawiał też jej imię. Hermiona zatrzepotała
rzęsami i otworzyła oczy. Niemal natychmiast je zamknęła krzywiąc
się z bólu.
– Jej oczy odwykły od
światła. – warknął Draco. Machnięciem różdżki zasunął
zasłony. Gabinet zasnuł półmrok.
– Możesz otworzyć oczy
Hermiono... – powiedział łagodnie Severus. Szatynka otworzyła
oczy. Pełne strachu i bólu. Draco delikatnie wyciągnął do niej
rękę którą ona po chwili wahania ujęła.
– Gdzie... –
zachrypiała wbijając swoje długie paznokcie w dłoń blondyna
który starał się nie skrzywić. Pomógł usiąść Hermionie.
– W
ministerstwie, skarbie. Zaraz masz proces. Nie bój się wyciągnę
cię z tego razem z Severusem i twoimi byłymi znajomymi. Obiecuję.
– powiedział uspokajającym tonem chłopak.– Musimy iść Hermiono... – powiedział Harry podchodząc do łóżka z ciężkimi stalowymi kajdankami.
– A to po co Potter? – warknął Draco. Zielonooki rzucił mu uspokajające spojrzenie. Hermiona puściła jego dłoń. I pozwoliła się zakłuć w kajdanki. Potter chwycił ją za ramię i wraz z Weasleyem pomogli jej wstać. Spojrzała na Draco niewiele rozumiejącym spojrzeniem. Starał się uśmiechnąć żeby pokazać jej, że będzie dobrze. Ostatnie co mógł jej dać to pocałunek w czoło.
– Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz. Tylko nic nie mów. – tak było bezpieczniej. Ona żyła przez pół roku koszmarem... Skinęła głową i rzuciła mu ostatnie spojrzenie zanim aurorzy ją wynieśli z gabinetu.
– Lepiej ulecz te rany po paznokciach po krwawisz. – mruknął Snape. Draco machnął różdżką nad ręką zasklepiając ranki i pozbywając się krwi. I wyszli z gabinetu.
Cztery godziny później
Perspektywa Draco
Było
już po rozprawie. Naprawdę ciężko było przekonać Wizengamot o
niewinności Hermiony jednak ze wstawiennictwem samego Ministra wyrok
nie mógł być inny. Hermiona była niewinna. A on mógł ją
zabrać do domu. Do siebie. Pomóc jej otrząsnąć się po
półrocznym koszmarze. Być z nią już na zawsze. Ta perspektywa
napełniała go szczęściem. Dopóki będą mieli siebie nic więcej
im nie jest potrzebne. Chciał być z nią kiedy będzie szaleć z
radości i tonąć w smutku. Potrzebował jej tak jak ona jego. I nic
innego nie było ważne.
Always
together.