piątek, 24 maja 2013

Rozdział XIII cz I

Hej!
Notka nawet szybciej niż zapowiadałam. Taka miła osłoda na piątkowy wieczór. Wiem, że miał być dłuższy ale postanowiłam go podzielić dlatego, że nie wszystko by pasowało w tej części. Mimo,że krótki mam nadzieję, że przyjmiecie go równie entuzjastycznie jak poprzedni rozdział. Podzieliłam go również  dlatego, że chciałabym przeciągnąć pewne sprawy bo na ich wprowadzenie jest jeszcze zbyt wcześnie.Starałam się żeby było jak najmniej błędów ale niestety nie dorównuję mojej wspaniałej becie więc musicie mi wybaczyć. Rozdział zapowiada nowy wątek wprowadzony do opowiadania. Jestem z niego zadowolona mimo, że nie powala długością. Dedykacja dla czytelniczki o wdzięcznym nicku Dramione. 

Hermiona i Pansy weszły do Wielkiej Sali, która jeszcze świeciła pustkami. Pięć stołów było już zastawionych pysznościami idealnymi na drugie śniadanie. Złota zastawa błyszczała w słońcu wpadającym przez okna. Dziewczyny spokojnym krokiem podeszły do swojego stołu. 
 – Co chciał od was, Snape? Chodziło o tą sprawę z Weasleyem? – zapytała Pansy siadając na ławce.
 – Dokładnie o to chodziło. Weasley przez długi czas będzie odrabiał szlabany. – powiedziała Riddle z mściwym uśmieszkiem błąkającym się po wargach. W jej głowie kiełkował plan zemsty na rudzielcu. Pansy uśmiechnęła się, widząc wyraz twarzy swojej przyjaciółki. 
 – Co się działo w klasie? Chcieliśmy zostać ale Paul stwierdził, że powinnaś to sama z Wieprzem to załatwić. – powiedziała brunetka patrząc na szatynkę z zainteresowaniem. 
 – Och, naprawdę nie ma o czym opowiadać. Potter mnie zaskoczył, stanął w mojej obronie. Dowiedziałam się przy okazji, że Weasley się we mnie podkochiwał – gdy szesnastolatka mówiła ostatnie zdanie jej wargi wykrzywiły się w grymasie obrzydzenia. Pansy ożywiła się nieznacznie na wzmiankę o Harry'm.
 – No, wiesz jedno trzeba Bliźnie przyznać. Jest wierny przyjaciołom. – powiedziała zielonooka nadając swojemu głosowi stosowną barwę wyższości i pogardy. Jednak jej głos nieco zmiękł, kiedy wypowiadała słowo „blizna”. Hermiona uniosła nieznacznie brwi.
– Fakt. Ale jaki byłby z niego bohater jakby nie był wierny przyjaciołom? – zapytała retorycznie córka Czarnego Pana.
 – Ciekawe co wymyślił Dumbledore, że powtarzamy zaklęcia z zeszłego roku. – ta sprawa najwyraźniej nie dawała spokoju, Pansy. Hermionę też to intrygowało ale nie zaprzątała sobie tym zbytnio głowy skupiona na powtarzaniu w myślach wszystkich formułek zaklęć przydatnych poza domem. W tym momencie rozległ się dzwonek obwieszczający koniec drugiej lekcji. Ze wszystkich stron słychać było tupot stóp uczniów śpieszących się na śniadanie. Po chwili do sali zaczęli wchodzić uczniowie. Wśród tłumu Hermiona dojrzała charakterystyczną platynową czuprynę. Nieco dalej były czupryny dwóch brunetów. Zapewne Paula i Blaise'a. Jeszcze jedne ogniście rude,długie włosy przykuły uwagę Dziedziczki Salazara. Poczuła bolesne ukłucie w sercu na wspomnienie tych wszystkich wieczorów,w Norze, kiedy rozmawiały z Ginny do późna. Pokręciła nieznacznie głową odganiając te wspomnienia. To wszystko już odeszło bezpowrotnie. Zauważyła jak na usta Pansy wpływa delikatny uśmiech, kiedy do Wielkiej Sali wszedł Harry. Paul,Draco i Blaise przysiedli się do nich z ożywieniem dyskutując o słabości większości chłopaków tej szkoły jaką był, zaraz po dziewczynach – quiddicht.
 – Diable, musisz ustalić skład drużyny na ten rok. Chyba, że już to zrobiłeś? – zapytał Draco, nalewając sobie soku dyniowego do pucharu.

– Właśnie Draco, myślę, że przyda nam się trochę świeżej krwi do naszego zespołu. Chcemy w tym roku rozgromić pozostałe domy i zdobyć Puchar. – powiedział Blaise z uśmiechem. – Masz rację, Draco. Nasi ścigający już skończyli szkołę w zeszłym roku i te stanowiska są wolne, Paul jeśli byś był zainteresowany masz te stanowisko. – dodał Zabini na co Parkinson się szeroko uśmiechnął. 
 – Chłopaki a co myślicie o tym żeby drugim ścigającym została dziewczyna? – zaproponował Teodor Nott, który już od kilku minut przysłuchiwał się tej wymianie zdań z zainteresowaniem.
 – Wiesz Teo, to nie jest wcale taki zły pomysł. Ale wtedy nie możemy tego rozgłosić bo stracilibyśmy tylko czas sprawdzając nic nie umiejące panienki, które przyszłyby tylko dlatego, że w drużynie jestem ja lub Draco. – powiedział Zabini z błyskiem w oku. – Więc myślę, że powinniśmy po prostu wybrać kilka dziewczyn, które widzicie w drużynie. Wybór ma być uzasadniony. – dodał kapitan drużyny patrząc na surowo na zawodników obecnych przy stole. Pałkarze byli zajęci jedzeniem, jednak co jakiś czas zerkali swoimi małymi oczkami na kapitana z takim wyrazem twarzy jakby uważali. Hermiona uśmiechnęła się delikatnie słysząc słowa Diabła, który skończył najwyraźniej pouczanie swojej drużyny i zaczął konsumować tost. Za jego przykładem podążyła reszta drużyny. Ślizgoni byli tak zajęci rozmową lub spożywaniem drugiego śniadania, że nikt nie zauważył jak grono pedagogiczne z dyrektorem na czele zajęli miejsce przy piątym stole. Wielką Salę wypełniało szczękanie sztućców, odgłosy przeżuwania, połykania od czasu do czasu słychać było urywek jakiejś rozmowy. Przy stole domu Węża co kilka minut ktoś rzucał jakąś nieznaczącą uwagę. Wszystko jednak ucichło jak ucięte nożem, kiedy wstał dyrektor. Mężczyzna obdarzył uczniów życzliwym spojrzeniem zza okularów-połówek. Czarodziej sprężystym krokiem podszedł do mównicy, rozłożył szeroko ramiona jakby chciał objąć całą Wielką Salę. 
– Moi Drodzy! Mam nadzieję, że pierwszą część dnia mieliście udaną. Zanim pójdziecie na lekcję chciałbym ogłosić kilka drobnych spraw. Pierwsza sprawa zapewne zauważyliście, że na lekcjach musicie siedzieć pomieszani domami. Wiem, że większości z was nie podoba się to. Niestety muszę was zmartwić. Taki układ będzie trwał przez cały ten rok i może następny. Stwierdziliśmy na radzie pedagogicznej, że wrogość pomiędzy domami w tych czasach jest niewskazana. Tylko dzięki jedności możemy pokonać zło czające się tuż obok. Druga sprawa zapewne szóstoklasiści i siódmoklasiści zauważyli, że powtarzają materiał z poprzednich klas , z dość nietypowej tematyki czyli Magii Pozadomowej. Zaraz dowiecie się dlaczego powtarzacie akurat ten dział. Trzecia sprawa nieco przyjemniejsza. W ramach integracji między domami postanowiliśmy zorganizować Turniej Braterstwa. Będą mogli w nim brać udział wylosowani uczniowie z szóstej i siódmej klasy. Więcej szczegółów podadzą wam wieczorem wychowawcy. Dlatego radzę się przyłożyć do powtórki. A teraz proszę iść na lekcje. – zakończył przemówienie dyrektor. Po słowach dyrektora na sali zapanowało duże poruszenie. 
 – Ale Dropsiaż wymyślił. – powiedziała Pansy dolewając sobie soku dyniowego. 
 – Będzie ciekawie. Zawsze lubiłem imprezy w plenerze – powiedział Blaise z szelmowskim uśmiechem. 
– Co mamy teraz? – zapytał Paul. Wielka Sala powoli opustoszała. 
 – Zielarstwo. – skrzywił się Smok. Nigdy nie przepadał za tym przedmiotem. Czwórka Ślizgonów z niechęcią ruszyła po książki po czym swoje kroki skierowała do szklarni numer dwanaście gdzie według rozpiski mieli mieć te zajęcia. Klasa była już w szklarni. Spóźnialscy szybko weszli do środka. Profesor Sprout odwróciła się w ich kierunku z życzliwym uśmiechem.
 – Zajmijcie wolne miejsca. Dzisiaj będziemy się uczyć rozpoznawać użyteczne magiczne rośliny dla danego obszaru. Mieliśmy wstęp do tego w zeszłym roku, jednak na życzenie dyrektora będziemy poszerzać swoją wiedzę w tym zagadnieniu. Ta lekcja odbędzie się w specjalnie zagrodzonej i zaczarowanej strefie Zakazanego Lasu. Profesor Dumbledore stwierdził, że nic was tak dobrze nie nauczy jak praktyka. I ma rację. Proszę zostawić swoje torby w szklarni i ruszamy! – powiedziała dziarsko czarownica poprawiając tiarę wyświechtaną ziemią. Klasa szybko wyszła i ustawiła się w parach. Hermiona uśmiechnęła się pokrzepiająco do Draco, który miał niezbyt wesołą minę. Blondyn machinalnie odwzajemnił uśmiech. Nieco przed grupką Ślizgonów szedł Ron z Harry'm. Rudzielec mówił o czymś z ożywieniem. Ślizgoni nadstawili uszu i podeszli bliżej. 
 – Wiesz co ten Nietoperz dał mi za szlaban?! – w głosie Weasleya było słychać wściekłość. 
 – Trzeba było nie obrażać Hermiony – odpowiedział mu ze spokojem Harry. 
– On kazał mi posprzątać wszystkie opuszczone klasy! A tam jest pełno no wiesz czego. – powiedział przygaszonym tonem Gryfon. Hermiona uśmiechnęła się przebiegle. Jej plan zemsty już był gotowy. 
 – Uderzysz w jego słaby punkt? – domyśliła się Pansy również uśmiechając się w podobny sposób.
 – O tak, dokładnie. – potwierdziła z mściwym uśmiechem Dziedziczka Slazara.
 – Co za szatański plan wymyśliłaś nasza sprytna, wydro? – zapytał Blaise równając się z nimi. Paul i Draco też nadstawili uszu z ciekawością. – Dowiesz się później, Blaise. – odpowiedziała z tajemniczym uśmiechem Miona. 
– Och,Mionko nie zapominaj kto jest Diabłem w tej szkole. – upomniał ją żartobliwie Zabini.
 – Widzę, że nasz Diabełek ma kompleksy. – zadrwił Draco.
 – Smoczku już ty mi tu o kompleksach nie praw. To nie ja układam grzywkę przez dwie godziny. Dla pewnej pani oczywiście. – odgryzł mu się Diabeł. Draco zazgrzytał zębami jednak nic nie powiedział. Hermiona i Pansy wybuchnęły śmiechem. Dotarli do linii Zakazanego Lasu. Jednak ten fragment nie przypominał tak dobrze znanej im puszczy. 
 – Na workowate gatki Merlina... – szepnęła Hermiona patrząc urzeczona na fragment lasu. Ten las przypominał lasy o jakich czytało się w bajkach. – Proszę się nie rozdzielać. Wasze dzisiejsze zadanie będzie się odbywało w parach. Dziś możecie się sami dobrać. Tak będzie sprawniej. Zaraz pokażę wam rośliny, które macie znaleźć. – powiedziała profesor Zielarstwa stając na pniu powalonego drzewa, gdyż nie była zbyt wysoka. – Proszę się ustawić w półkole tak żeby wszyscy dobrze widzieli. – klasa wyjątkowo szybko wykonała polecenie. – Bardzo dobrze. Więc zaczynamy! – czarownica wyciągnęła różdżkę i machnęła nią krótko. W powietrzu zawisł obraz rośliny z bladoróżowymi kwiatami o podłużnych płatkach.
– Ternalua * inaczej kwiat obfitości. Ta roślina ma bardzo szeroką gamę zastosowania. Można z niej przyrządzić niemal każdą potrawę jeśli potrafi się wydobyć z tej rośliny jej magiczne właściwości co nie jest łatwym zadaniem. Ja wam tego sposobu nie zdradzę dlatego, że każdy musi odnaleźć swój własny sposób. Wykorzystywana jest z powodzeniem w magomedycynie jako opatrunek robiony z jej płatków. Kiedy już ją znajdziecie podam wam więcej zastosowań. Szukajcie jej wysoko na drzewach. Jest odporna na zaklęcia przywołujące. Na jej znalezienie macie trzydzieści minut. Miejsce zbiórki będzie oznaczone zieloną gwiazdą. Proszę aby każdy wziął sobie koszyk ze sterty. Przynieście wraz z cebulką. Po jedną cebulkę na głowę. Macie pięć minut na znalezienie pary. – czarownica usiadła na pniaku.
 – Będziemy razem w parze? – zapytał ten tak dobrze Hermionie znany, aksamitny głos od którego poczuła dreszcze na całym ciele.

* Teranula- roślina będąca wytworem mojej wyobraźni. Pojawi się ich tu jeszcze kilka na potrzeby Turnieju.

Komentujcie :*
Buźki
H.R.

środa, 22 maja 2013

Rozdział XII

I jest notka. Wasze komentarze bardzo pomogły mi w jej napisaniu. Może nie jest specjalnie długa ale jest bardzo ważna dla dalszej części opowiadania. Nie mogę uwierzyć w to, że to już dwunasty rozdział tej historii. Zaskoczyliście mnie ilością komentarzy jak już pisałam. Mam nadzieję, że i tym razem tak będzie. Podziękowania dla Lilee za betę. Moja kochana beta musi sobie zrobić przerwę w betowaniu dlatego, że się przeprowadza, więc będziecie skazani na przeokropny brak przecinków. (Pracuję nad tym! )  Nie przedłużając. Tak długo wyczekiwana notka!  Jeszcze jedno; wena jest już w normie dzięki Wam.  Po komentarzach stwierdziłam, że nie mogę zrobić osobowej dedykacji. Dedykacja dla wszystkich czytelników i świetnej Lilee.



Biały promień* ugodził Rona prosto w pierś. Rudzielec zatoczył się lekko i spojrzał na Hermionę nieprzytomnym wzrokiem. Zaskoczona Riddle odwróciła się na pięcie, by zobaczyć, jak Harry z zaciętą miną chowa różdżkę w kieszeni szaty. Klasa momentalnie opustoszała. Nikt nie chciał być posądzony o udział w tym zdarzeniu. Mimo ciekawości, uczniowie wiedzieli, że posypałyby się szlabany, a był to pierwszy dzień szkoły. W klasie zostali tylko Draco, Harry, Hermiona i Ron. Obok bruneta stał Malfoy z ręką na kieszeni, w której miał różdżkę a na jego twarzy malowało się zdumienie.
 – Nie musiałeś, Harry– powiedziała nienaturalnym głosem Ślizgonka, patrząc na Wybrańca.
– Musiałem. To, że nie jesteśmy już przyjaciółmi, nie oznacza, że pozwolę, aby ktoś cię obrażał. – Te słowa wybudziły Rona z dziwnego, trwającego kilkanaście sekund, letargu. Twarz Weasleya była purpurowa z oburzenia. Jednak jego złość nie była skierowana ku Hermionie, lecz ku Draco.
– Ten tleniony śmierciożerca mnie zaatakował! – oburzył się rudowłosy, patrząc na Harry'ego.
– Malfoy nie zrobił tego, o co go oskarżasz. Zrobiłem to ja – powiedział ze spokojem Złoty Chłopiec. Hermiona spojrzała na niego tak, jakby widziała go pierwszy raz w życiu.
– Nawet ty przeciw mnie?! Wybierasz tę nie wartą złamanego knuta maszynkę do prac domowych?! ONA wyda cię swojemu ojcu! A jej śmierciożerca, jej pomoże! – Potter w odpowiedzi na tyradę przyjaciela chciał znowu wyciągnąć różdżkę, lecz blondyn był szybszy. Chwycił Weasleya za przód szaty i podniósł do góry. Hermiona była zbyt oniemiała słowami Rona, by zareagować.
– Nigdy więcej nie nazywaj tak Hermiony, Wieprzelu. Hermiona jest tysiąc razy więcej warta niż ty, brudny zdrajco krwi. Inaczej zobaczysz, co potrafi ten tleniony śmierciożerca – wysyczał Draco, a w jego głosie brzmiała niekontrolowana furia. Kiedy skończył mówić, puścił Rona, który z głuchym łoskotem upadł na podłogę. Gryfon natychmiast wstał i zamachnął się pięścią na Dracona, jednak nim sięgnęła celu, jego rękę przeszył ogromny ból. Do akcji wkroczyła Hermiona, a w jej oczach błyszczała żądza mordu. Powoli zbliżyła się do Rona, który odruchowo cofnął się o krok. Harry z obawy o przyjaciela zrobił krok w jego kierunku, jednak Draco powstrzymał go, chwytając jego ramię. W stalowych oczach Ślizgona błyszczała furia.
– Poczekaj, Bliznowaty. Ktoś musi pokazać Wieprzowi, gdzie jest jego miejsce – powiedział cicho Malfoy, przypatrując się zaistniałej sytuacji z nieskrywaną ciekawością. Harry spojrzał na blondyna ze wściekłością i wyrwał swoje ramię z jego uścisku. Brunet wyglądał na gotowego wkroczyć natychmiast do akcji.
– Co zrobiłaś Harry'emu?! – Riddle prychnęła pogardliwie, podchodząc bliżej Weasleya. Była od niego wyższa o dwa cale, co dawało jej przewagę nad chłopakiem.
– Oj, Weasley, sądzisz, że naprawdę musiałam coś robić Potterowi,ż eby mnie poparł? Przecież to ty robisz z siebie idiotę, nie ja. Kto chciałby mieć coś takiego za przyjaciela? Jesteś żałosny. Kiedyś pożałujesz tego dnia, kiedy zadarłeś z Hermioną Riddle – powiedziała Hermiona złowieszczym tonem. Odwróciła się na pięcie i spokojnym krokiem wyszła z klasy. Nim drzwi trzasnęły, usłyszała, jak Ron mówi do Harry'ego: – Pomyśleć, że kochałem ją przez te całe pięć lat. Nie mogę uwierzyć, że stanąłeś w jej obronie, stary. – Hermiona była zaskoczona wyznaniem rudego. Ona nigdy nic takiego do niego nie czuła. Był dla niej przyjacielem, nikim więcej.
Nie musiała się odwracać, żeby wiedzieć, że Draco za nią idzie. Korytarz był pełen rozbieganych pierwszoroczniaków z Ravenclawu i Hufflepuffu . Hermiona szła pierwsza, jedenastolatkowie przepuszczali ją w milczeniu. W oczach dzieci można było dostrzec strach. Po kilku minutach byli już w lochach, dopiero tu Smok się z nią zrównał.
– Hermiono...– W głosie arystokraty słyszalna była nuta niepewności. Riddle spojrzała na niego, unosząc pytająco brew.
– Panno Riddle, panie Malfoy, proszę do mojego gabinetu. – Za plecami dwójki szóstoklasistów rozległ się pełen opanowania głos Severusa Snape'a.
Dwójka młodych czarodziei wymieniła pomiędzy sobą zdziwione spojrzenia. Mistrz Eliksirów poprowadził ich do ciemnego, ale schludnego pomieszczenia. Gabinet przez ciemne dębowe meble sprawiał wrażenie surowego. Obok biurka stał wielki cynowy kociołek. Ściany były zastawione półkami z różnokolorowymi eliksirami. Jedyna ściana – wolna od półek – była za biurkiem. Nieco dalej od biurka znajdował się srebrny kominek z małą doniczką na gzymsie. Severus usiadł w ciemnym skórzanym fotelu. Gestem szczupłej dłoni nakazał usiąść swoim wychowankom na dwóch czarnych skórzanych krzesłach. Czarne oczy mężczyzny świdrowały dwójkę Ślizgonów.
– Proszę mi powiedzieć, o co chodziło z panem Weasleyem , który po lekcji zaklęć przyszedł do mnie, by na was donieść. Jednak jego mała inteligencja nie pozwoliła mu dokładnie wyjaśnić całej sytuacji. Słucham – nakazał nauczyciel spokojnym tonem.
– Ten zdrajca krwi nazwał Hermionę moja dziwką. Na nic lepszego go nie stać – powiedział z pogardą Draco, nie patrząc na nauczyciela. W środku chłopaka aż się gotowało.
– A na jakiej podstawie pan Ronald doszedł do takich inteligentnych i typowych dla niego wniosków? – zapytał Snape, unosząc brew. Hermiona milczała, pozwalając, żeby Draco wyjaśnił całą sytuację.
– Profesor Flitwick poprzesadzał nas, mieszając z Gryfonami – powiedział Malfoy, wykrzywiając wargi w grymasie niezadowolenia.
– Wysłałem liścik do Hermiony, czy możemy pogadać po lekcji. Kiedy zadzwonił dzwonek i Hermiona się pakowała, wypadły jej nasze liściki, a Weasley je podniósł. Dając pokaz swojego niewychowania, przeczytał je. Później wyzwał Hermionę i wtrąciło się Złote Dziecko Gryffindoru, miotając w rudego jakimś zaklęciem.Rudy się wkurzył na Bliznę. Wkroczyłem do akcji. Trochę go poszarpałem i wtrąciła się Miona. Pokazała mu, gdzie jest jego miejsce. – Blondyn obojętnym tonem streścił całe zajście.
– Rozumiem. – Snape wstał z fotela i podszedł do kominka. Wsypał do niego garść proszku Fiuu. Pomieszczenie rozjaśniło się zielonym płomieniem.
– Minervo, przyślij do mnie Ronalda Weasleya. Natychmiast – powiedział chłodnym tonem Mistrz Eliksirów.
– Oczywiście,Severusie – odpowiedział mężczyźnie kobiecy głos z kominka. 
 – Hermiono, proszę, poczekaj przed wejściem. Chciałbym porozmawiać z Draco – zwrócił się do niej opiekun domu. Hermiona bez zbędnych pytań opuściła pomieszczenie. 

  Perspektywa Draco

– Draco, chciałeś ze mną porozmawiać – powiedział Severus, gdy za Hermioną zamknęły się drzwi. Nauczyciel zajął miejsce za biurkiem.
– Prosiłem cię, żebyś nie czytał mi w myślach! – oburzył się blondyn.
 – To dlaczego się nie pilnujesz? Każdy członek Zakonu Feniksa mógłby to zrobić z łatwością! To, czego uczyła cię Bellatriks, poszło na marne? Musisz myśleć, Draco. Zacznij używać tego, co masz pod tymi blond włoskami! – powiedział Severus z przyganą w głosie. – O czym chciałeś porozmawiać? Mów, nie mamy zbyt wiele czasu – ponaglił ucznia czarodziej.
– Wiesz o tym spisku Czarnego Pana dotyczącym Hermiony i Pottera. – Snape gestem ręki kazał mu zamilczeć, po czym rzucił kilka zaklęć wyciszających i uniemożliwiających podsłuchiwanie. 
 – Merlin cię opuścił, Draco?! Rozmawiać o JEGO planach w niezabezpieczonym gabinecie w Hogwarcie, gdzie jest tak wielu członków Zakonu Feniksa?! – Mężczyzna pokręcił głową.
 – Nie możemy mu pozwolić jej skrzywdzić przez jego chorą potrzebę pokonania tego nic nie wartego Dziecka z Blizną. Musisz mi pomóc ją chronić– powiedział młody Ślizgon, patrząc na opiekuna domu z nadzieją. Severus był jedyną osobą, poza przyjaciółmi, której w tej szkole mógł zaufać. Mężczyzna westchnął cicho. Otwierał usta, żeby coś odpowiedzieć, gdy rozległo się pukanie do drzwi.
– Dokończymy naszą rozmowę, jak rozprawię się z Weasleyem. Poczekaj przed gabinetem i powiedz Hermionie, że może wrócić na lekcje – polecił Snape tonem jakiego zwykle używał wobec uczniów innego domu. Draco skinął głową i bez słowa opuścił gabinet. Rudy Łasic stał przed gabinetem z kwaśną miną. Hermiony nie było. Weasley bez słowa wszedł do gabinetu. Perfekt Naczelny uśmiechnął się delikatnie. Cieszyły go porażki wrogów.
  
  Perspektywa Hermiony

Stała pod gabinetem Mistrza Eliksirów przez dłuższą chwilę. Kiedy rozległ się dzwonek, zdecydowała, że pójdzie na lekcję, bo następna była transmutacja. Nie chciała podpaść swojej byłej opiekunce domu. Przywołała książki i ruszyła ponownie na pierwsze piętro. Profesor od transmutacji akurat wpuszczała uczniów do klasy. Hermiona szybko weszła i zajęła miejsce koło Pansy.
– Gdzie byłaś z Draco, Miona? – zapytała brunetka szeptem, kiedy wyciągały książki.
– U Snape'a – odpowiedziała krótko Riddle.
– Na dzisiejszej lekcji przetestuję umiejętności jakie nabyliście przez te pięć lat nauki – oznajmiła profesor McGonagall, patrząc surowo na klasę. Machnięciem różdżki wyczarowała na każdej z ławek po dwie niewielkie dębowe deski i jeden skrawek materiału. 
 – Proszę przetransmutować te materiały w łóżko używając zaklęć niewerbalnych – poleciła swoim uczniom i zaczęła krążyć po klasie. Hermiona wraz z Pansy w skupieniu uniosły różdżki i machnęły nimi krótko zataczając półokrąg. Przez kilka sekund nic się nie działo. Aż rozległ się trzask i przed dwoma Ślizgonkami pojawiło się dwuosobowe łóżko. McGonagall podeszła i sprawdziła trwałość transmutacji.
– Plus dziesięć punktów dla Slytherinu – mruknęła niechętnie. Machnięciem różdżki cofnęła transmutację. – Proszę wyczarować namiot z tych samych materiałów. Również niewerbalnie – poleciła. To zadanie było dużo trudniejsze. Reszta klasy jeszcze patrzyła tępo na swoje materiały. Paul, podobnie jak jego siostra bliźniaczka i Hermiona, nie miał trudności z transmutacją. Po chwili przed Mioną i Pansy pojawił się niewielki namiot na dwie osoby. Musiały jeszcze podać parę podstawowych zaklęć transmutujących przydatnych poza domem.
 – Dobrze. Panna Riddle i Panna Parkinson mogą iść. Wiecie może, gdzie jest pan Malfoy i pan Weasley? –  spytała zastępczyni dyrektora.
– Z tego, co wiem, są u profesora Snape'a – odpowiedziała natychmiast Miona, pakując książki do torby. Razem z Pansy szybko opuściły salę.
 – Ciekawe czemu mają służyć ćwiczenia akurat tej podstawowej magii. Przerabialiśmy ją już przecież rok temu – zastanawiała się Pansy, kiedy zamknęły się za nimi drzwi klasy. Hermiona wzruszyła ramionami. Ruszyły w kierunku Wielkiej Sali na drugie śniadanie. Już za kilka chwil miały się dowiedzieć, po co to wszystko.

* Biały promień – zaklęcie, którego nauczył Harry'ego Syriusz. Polega ono na niemożności obrażania wybranej osoby. To zaklęcie w tym rozdziale zostało przez Pottera rzucone niepoprawnie.

czwartek, 16 maja 2013

Ważny patronus!!!

Wiem, że notka powinna już się tu pojawić ale... No, właśnie jest pewno ale. Jestem zawiedziona liczbą komentarzy. To źle wpływa na moją wenę. Cieszy mnie każdy komentarz bo chcę poznać Waszą opinię na temat tego opowiadania. Doceniam każdą chwilę jaką poświęcacie czytając to co tu publikuję. Ale skoro już poświęcacie te kilka chwil na przeczytanie poświęćcie też chwilkę na skomentowanie, pozostawienie śladu po sobie. To naprawdę pomaga mojej wenie. Łatwiej jest mi pisać kiedy przeczytam Wasze opinie. Nie mam pojęcia kiedy pojawi się rozdział... To zależy od Was. Bo to dzięki Wam piszę. Mam motywację. Pomysły nie wystarczą. Potrzebuję też kogoś kto te pomysły przeczyta, oceni. Dziękuje Wam za uwagę. Nie wyznaję zasady czytasz=komentujesz ale te komentarze są dla mnie cenne.  Myślę, że jak będzie 20 komentarzy to zacznę pracować nad rozdziałem.


Dziękuję za uwagę.
Pozdrawiam H.R

niedziela, 12 maja 2013

Rozdział XI cz II

Hej,
Po długiej przerwie kolejna notka. Podziękowania dla Lilee za betę.  Z dedykacją dla Flo :*
Opóźnienie spowodowane brakiem czasu i weny. Brak weny wywołany przez małą ilość komentarzy.
Kolejna notka w środę albo czwartek.

Jej spojrzenie skrzyżowało się z spojrzeniem Draco, kiedy brała od niego plan zajęć i mały fioletowy rulonik pergaminu. W oczach blondyna dostrzegła coś na kształt troski, jednak nie potrafiła trafnie zdefiniować jego emocji. Te szaro-niebieskie oczy były takie tajemnicze, a zarazem piękne. Patrzyli sobie w oczy ledwo kilka sekund, nim chłopak odszedł dalej. Hermiona rozwinęła pergamin zapisany znajomym jej dość dobrze pismem.

Panno Riddle,
Proszę o przybycie do mojego gabinetu zaraz po śniadaniu.
Hasło do gabinetu to: Krwotoczki Truskawkowe.
Albus Dumbledore

Westchnęła cicho. Spodziewała się wezwania do gabinetu dyrektora od momentu uczty. No cóż, jej zachowanie pozostawiało wiele do życzenia. Żałowała tego, jak się zachowała, choć nigdy by się do tego nie przyznała. Uniosła wzrok znad pergaminu i zauważyła, jak Blaise wymienia znaczące spojrzenia z Draco, który właśnie zajął miejsce koło niego, uporawszy się z rozdawaniem planów zajęć. Z kamienną twarzą zwinęła pergamin i schowała go do kieszeni, po czym szybko przejrzała plan na cały tydzień. Nie wydawał się jej taki zły. Zerknęła jeszcze na dół pergaminu, gdzie były wypisane domy z jakimi mieli poszczególne lekcje. Zdębiała. Każda lekcja była z Gryfonami. Rozejrzała się. Większość Ślizgonów jeszcze jadła, nie zwracając uwagi na plan. Kilku z tych, którzy już zjedli, miało niezbyt ciekawe miny.
 – Jak tam nasz nowy plan, Miona? – zapytał Blaise, nalewając sobie soku dyniowego do pucharu. 
 – Koszmar, wszystkie lekcje z Gryfiaczkami – odpowiedziała Dziedziczka Salazara ponuro.
 – Milusio – powiedział ironicznie Paul. Pansy, która dopiero teraz dosiadła się do stołu. Zobaczywszy niezadowolone miny współmieszkańców domu, uniosła pytająco brwi. 
 – Pansy, zerknij na plan, to będziesz skakać z radości tak jak my - powiedział Diabeł, patrząc ponuro na stół Gryfonów. Wzrok Hermiony podążył za jego,jednak zatrzymał się na wychodzącym z sali dyrektorze. Ślizgonka wstała niechętnie i, zabierając swój plan, udała się w ślad za Białym Trzmielem. 
 – Gdzie idziesz, Miona? – zapytał ją Draco, siląc się na swobodny ton. Po plecach dziewczyny przebiegł dreszcz, kiedy przypomniała sobie o podsłuchanej przez Malfoya rozmowie. 
 – Do łazienki– zełgała gładko i szybko wyszła z Wielkiej Sali odprowadzana spojrzeniem szaro-niebieskich oczu. Po kilkunastu minutach była już przed dwoma gargulcami chroniącymi wejście do gabinetu przywódcy Zakonu Feniksa.
 – Hasło? – zapytał skrzekliwym głosem jeden z nich.
 – Krwotoczki Truskawkowe – powiedziała czarownica. Kiedy odsłoniło się przejście, szybko weszła na jeden ze stromych stopni. Schody ożyły, wioząc ją ku drzwiom prowadzącym do gabinetu. Zapukała i kiedy usłyszała „ Proszę ”, weszła bez wahania. Albus Dumbledore siedział za biurkiem, gładząc pierścień z popękanym kamieniem, a tuż obok biurka stała żerdź, na której drzemał feniks Fawkes. Za plecami starszego mężczyzny wisiały portrety jego poprzedników, które jednak pozostawały puste. Dyrektor podniósł wzrok i spojrzał na nią przenikliwie.
 – Witam, panno Riddle. Proszę, usiądź. – Kiedy wykonała jego polecenie, czarodziej kontynuował: 
 – Zapewne domyślasz się, po co cię tu wezwałem. Twoje zachowanie podczas uczty rozczarowało mnie. I to dość dotkliwie. Jednak nie jestem pewien, czy to rozczarowanie jest negatywne. Spodziewałem się, że córka Lorda Voldemorta będzie taka jak on. Ty nie jesteś taka. Od momentu, kiedy dowiedziałem się o twoim pochodzeniu, zacząłem cię oceniać od nowa, porównywać zarówno do Toma, jak i do Camile. Nie zamknąłem tej oceny. Człowieka nie da się ocenić od nowa w jeden wieczór. Moja ocena nie jest zamknięta, Hermiono. Czy naprawdę pochodzenie ma aż takie znaczenie? Przez pięć lat byłaś uważana za córkę mugoli i czy przez to miałaś jakiś problem w zostaniu najlepszą uczennicą tej szkoły? – Dziewczyna siedziała wsłuchana w słowa starca. Zamyśliła się. Pochodzenie kiedyś było dla niej nieistotne. To tylko dlatego, że jej pochodzenie nie było warte uwagi. Teraz ma powód do dumy. W końcu jest córką dwójki najpotężniejszych czarnoksiężników. 
 – Profesorze, wtedy nie miałam powodu, by zwracać uwagi na swoje pochodzenie. Wstydziłam się go – powiedziała bardzo cicho Hermiona, nie patrząc na starca. Jednak pięć lat wyzwisk ze strony mieszkańców jej obecnego domu nie było łatwe. Nigdy nie pomyślałaby o tym, że kiedyś będzie z nimi w bardzo dobrych stosunkach. Dziewczyna w duchu zaczęła rozważać słowa przywódcy Zakonu Feniksa.
 – Hermiono, pochodzenie nie kształtuje człowieka w tak wielkim stopniu, jak robi to miłość. Nikt nie rodzi się zły. Każdy ma prawo wyboru, jakim się stanie. Bo to od nas zależy, którą stronę wybierzemy – powiedział Albus, a w jego oczach szesnastolatka dostrzegła zrozumienie. Poczuła się trochę niezręcznie. Spodziewała się przygany i kary, a nie pogadanki o pochodzeniu i kształtowaniu się charakteru człowieka. 
 – Panie profesorze, czy dlatego mnie pan tu wezwał? – zapytała Riddle, siląc się na uprzejmy ton. Ta demonstracja na uczcie po słowach dyrektora wydawała się jej dziecinna i niedojrzała. Powinna się zachować z godnością i okazywać stosowny szacunek osobom starszym, jak wpajała jej to przez długi czas Jeane. Może i wiele się zmieniło, ale szacunek wobec tego czarodzieja pozostał gdzieś w głębi niej.
 – Widzę, że nadal jesteś osobą twardo stąpającą po ziemi – powiedział Albus, uśmiechając się bardzo delikatnie, niemal niezauważalnie, ale bystre oczy Hermiony dostrzegły to. Była Perfekt Naczelna wyprostowała się z dumą w bordowym nieco podniszczonym fotelu. Jednak nie odpowiedziała na uśmiech dyrektora, rozglądając się ciekawie po okrągłym pomieszczeniu, w którym była jeden jedyny raz na bardzo krótko, więc nie miała okazji do dokładnych oględzin. Po gabinecie były porozstawiane niskie okrągłe stoliki z dziwnymi srebrnymi przedmiotami o długich nóżkach. Lekko zmarszczyła brwi zaintrygowana tymi przedmiotami. 
 – Widzę, że ciekawi cię moje srebro do transmutacji, znane bardziej pod nazwą łacińską: argentum transfiguratione. – W ciepłym głosie dawnego nauczyciela transmutacji szesnastolatka wychwyciła nutkę zadowolenia. Kiedyś w jednej z ksiąg w bibliotece, którą wypożyczyła jako lekturę uzupełniającą z transmutacji, znalazła o tym srebrze wzmiankę bardzo niewielką, ale intrygującą. Przeszukała całą bibliotekę Hogwartu i zawiodła się na niej po raz pierwszy od pięciu lat.
 – Panie profesorze, a mógłby mi pan przybliżyć trochę historię tego srebra? – zapytała Miona z błyskiem w czekoladowych oczach. Starożytna Magia zawsze ją fascynowała o wiele bardziej, niż mogłaby się do tego przyznać. Starzec uśmiechnął się dobrodusznie. 
 – Chyba nie po to cię tu wezwałem, Hermiono – przypomniał jej. Ona natychmiast się spięła. Przecież byli po przeciwnych stronach barykady. Czego ona oczekiwała? Że profesor jakby nigdy nic udzieli jej informacji, które mogłaby przekazać ojcu? Westchnęła ciężko. Dyrektor dostrzegł jej napięcie, a jego oczy posmutniały. 
 – Chętnie bym z tobą porozmawiał na temat Starożytnej Magii, ale niestety okoliczności nam nie sprzyjają– powiedział smutnym głosem, kręcąc młynka kciukami. Szesnastolatka nie odpowiedziała, patrząc na swoje dłonie. 
 – Hermiono, mogłabyś mi podać tamtą tacę ze stolika pod oknem? – poprosił dyrektor z delikatnym uśmiechem. Szesnastolatka westchnęła niesłyszalnie i spełniła prośbę Albusa. Kiedy Dziedziczka Salazara wstała i odwróciła się do byłego nauczyciela plecami, ten machnął krótko różdżką, rzucając na jej lewy rękaw szaty zaklęcie niewerbalne. Gdy brązowowłosa stawiała na biurku tacę z różnymi fiolkami i małymi pudełeczkami jej lewy rękaw szaty podwinął się, ukazując blade przedramię szesnastolatki. Szybko opuściła go i spojrzała na dyrektora, który odwzajemnił spojrzenie. Jego przenikliwe oczy były pozbawione jakichkolwiek emocji. Albus Dumbledore mógł być spokojny, przynajmniej do czasu. Najlepsza uczennica tej szkoły jeszcze nie była w szeregach Czarnego Pana. 
 – Panie profesorze, czy mogę już iść? Za niedługo mam zajęcia i nie chciałabym się spóźnić. – powiedziała Riddle, pozwalając sobie na delikatny uśmiech. Profesor skinął głową, skupiając całą swoją uwagę na fiolkach przyniesionych przez dziewczynę.
– Pamiętaj, że masz wybór, Hermiono – powiedział jej na pożegnanie dyrektor. Czarownica uniosła brwi i wyszła z gabinetu. Skierowała się do lochów. Po dłuższej chwili stanęła przed wejściem do Pokoju Wspólnego i wypowiedziała hasło, na które ściana ożyła i rozsunęła się bezszelestnie, odsłaniając wejście. Riddle przekroczyła próg i zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu, szukając Pansy i reszty Ślizgonów. Znalazła ich rozłożonych leniwie na fotelach w jednym z kątów pokoju. Ruszyła w tamtym kierunku. 
 – Mioneczko, coś długo cię nie było – powiedział Blaise, udając swobodny ton. Dziewczyna uśmiechnęła się z wysiłkiem.
 – Zaszłam do sowiarni zobaczyć, czy jest tam odpowiednia sowa, żebym mogła wysłać list do matki, ale nie było tam sowy, która wpadłaby mi w oko– mruknęła lekkim tonem Hermiona. Przyjaciele wyraźnie się odprężyli. Uwierzyli mi – pomyślała z ulgą, opadając na fotel bliżej Pansy. 
 – Miona, listy do rodziny możemy wysyłać tylko przez Snape'a. Aż dziwne, że cię nie zaprosił do siebie, bo Paul już u niego był – powiedziała szybko czarnowłosa. 
- U nas w Slytherinie jest to normalne, że jeśli mamy jakiś problem możemy się zwrócić do Severusa. Zawsze opiekuje się nowymi uczniami, pomaga im się odnaleźć. Ale przecież nie jesteś już dzieckiem i w dodatku masz nas, więc pewnie uznał, że my zajmiemy się tobą– dodała, a Miona zmarszczyła brwi nieco zaskoczona, przypominając sobie swoje pierwsze dni w Hogwarcie. W tych wspomnieniach szukała Minerwy McGonagall. Czarownica nie była idealną opiekunką, ale mimo tego wszyscy jej wychowankowie mogli darzyć ją zaufaniem, choć nie zawsze im pomagała. Gryfoni musieli polegać na sobie samych. Hermiona wiedziała, że gdyby nie przyjaciele, ona sama już dawno by się załamała.
 – Pewnie Gryfonów McOkularnica tak nie traktuje. Ale to dlatego, że Gryfiaki są lubiane przez dwa pozostałe domy. Chociaż ja nie mam pojęcia za co. No, może dlatego, że jest tam Cudowne Dziecko Z Blizną. My Ślizgoni musimy polegać tylko na swoim gronie i na nikim więcej. No, ale tak jest lepiej. Bo przemądrzałe Kruczki potrafią być irytujące. A Puchoneczki są tak ciotowate, że aż żal mówić – dodał Blaise z delikatnym, pełnym pogardy uśmiechem błądzącym po wargach. Riddle musiała po chwili zastanowienia przyznać Diabłu rację co do domów. 
 – Co mamy pierwsze? – zapytał Draco, wodząc wzrokiem po pokoju bez żadnego zainteresowania. 
– Zaklęcia– odpowiedziała Hermiona, wyciągając plan zajęć z kieszeni. Profesorowie zadbali, by te skrawki pergaminu były odporne na plamy i zgniatanie. Przyjaciele zaczęli naśmiewać się z Gryfonów i ich wątpliwych umiejętności czarodziejskich. Westchnęła cicho, zerkając na zegar wiszący naprzeciwległej ścianie – skrzaty musiały go zawiesić w czasie śniadania. Było to urządzenie w dużej mierze przypominające swój mugolski odpowiednik. Ot, taki zwykły, stary zegar ścienny w drewnianej obudowie. Jednak ten zegar miał siedem wskazówek będących tak właściwie małymi srebrnymi wężami. Na ich grzbietach zielonymi literami były napisane numery klas. A na zielonej tarczy zamiast godzin srebrnymi literami wypisano przedmioty. Wskazówka klasy szóstej przeskoczyła na pozycję ZAKLĘCIA, mniejszymi literami tuż obok było napisane ZACZNĄ SIĘ ZA 15 MINUT.
 – Chyba powinniśmy się zbierać, do zaklęć zostało już tylko 15 minut – powiedziała Hermiona. Blaise zerknął na ścianę. Niechętnie wraz z Pansy ruszyły do dormitorium. Szybko spakowały książki, pergaminy, kilka orlich piór i kałamarze. Po chwil były już na dole w Pokoju Wspólnym, w którym pozostali uczniowie z klas niższych. Ruszyły na pierwsze piętro wraz z grupką osób ze swojego roku. 
 – No i jak się czujesz jako Ślizgonka, Hermiono? – zagadnął ją Teodor Nott, kiedy wchodzili po marmurowych schodach. 
 – Świetnie – odpowiedziała krótko Miona, myślami będąc daleko. Zamyśliła się tak bardzo, że weszła w Prawie Bezgłowego Nicka. Poczuła się tak, jakby przeszła przez taflę lodowatej wody. Wzdrygnęła się delikatnie i podjęła przerwaną wspinaczkę. Po chwili Ślizgoni dotarli pod klasę zaklęć,gdzie stali już Gryfoni. Ślizgoni ustawili się naprzeciwko w małych grupkach.
 – Ciekawe czemu mają służyć te wspólne lekcje? Czyżby mieli już dość Gryfonów? Przecież my nawet jednego dnia z nimi nie wytrzymamy – powiedziała Pansy, opierając się o kamienną ścianę tuż obok Hermiony, która obojętnie obserwowała mieszkańców Domu Lwa.
 – Cokolwiek kierowało Miłośnikiem Dropsów, nie wróży to dla nas dobrze – powiedział Paul, pojawiając się znienacka obok swojej bliźniaczki. Kilka kroków dalej od nich stali Blaise, Draco i Teodor. Obok Malfoya i Zabiniego kręciło się parę Ślizgonek, w tym Astoria Greengrass i Tracey Davis. Rozległ się dźwięk dzwonka. Po minucie, może dwóch,pojawił się profesor Flitwick. Uczniowie weszli do klasy i w ciszy zajęli miejsca. Od razu rzucał się w oczy podział pomiędzy domami. Ślizgoni zajęli jeden rząd pod ścianą bliżej wejścia, a Gryfoni rząd pod oknem. Rząd środkowy oddzielał dwa wrogie domy od siebie. Drobny nauczyciel, gdy zajął miejsce za tawerną, spojrzał z niezadowoleniem na klasę. 
 – Zanim zaczniemy lekcję, wyznaczę wam miejsca. Panna Patil usiądzie koło panny Davis, panna Brown usiądzie z panną Greengrass, pan Thomas usiądzie z panem Parkinsonem, pan Finnigan usiądzie z panną Bulstrode, pan Weasley usiądzie z panną Riddle, pan Potter usiądzie z panną Parkinson, pan Malfoy usiądzie z panem Longbottonem, pan Zabini usiądzie z panem Hooperem, Pan Nott usiądzie z panią Robins*. – Hermiona z niezadowoloną miną zajęła swoje miejsce obok Rona, krzywiąc się z obrzydzeniem. Rudzielec spojrzał na nią zdziwiony.
 – Przecież w zeszłym roku siedziałaś ze mną na prawie wszystkich lekcjach. Niemożliwe żeby Malfoy tak szybko wyprał ci mózg – powiedział jej były przyjaciel.
– W zeszłym roku myślałam,że że jestem szlamą. Moim przeznaczeniem było być w Slytherinie. Stałoby się to prędzej czy później. Malfoy nie miał nic z tym wspólnego – odpowiedziała Hermiona z chłodem w głosie.
– Hermiono, niemożliwe, żebyś w ciągu kilku tygodni się tak zmieniła – wyszeptał Ron z niedowierzaniem. Riddle spojrzała na niego z pogardą. 
 – Jesteś aż tak tępy? Ja zawsze taka byłam. Tylko to było stłumione przez zaklęcia mojego ojca –wyjaśniła mu brązowowłosa tonem pełnym wyższości.
 – Ty tego potwora nazywasz ojcem?! – zapytał podniesionym głosem Ron.
 – Tak, nazywam. A teraz może byś się już zamknął, bo chcę wynieść coś z lekcji – syknęła córka Czarnego Pana, wyciągając książki. 
 – Moi drodzy, będziecie tak siedzieć na moich lekcjach do końca roku szkolnego. – Odpowiedzią na słowa nauczyciela był chóralny jęk uczniów z obu domów. – W tym roku będziemy pracować nieco inaczej, niż mówi podstawa programowa z powodu mrocznych czasów, jakie nastały. Jest jeszcze jeden powód, który dyrektor wam wyjawi podczas przerwy obiadowej. Dzisiejszy temat lekcji to Zaklęcia codziennego użytku przydatne poza domem. Proszę otworzyć podręczniki na stronie dwudziestej szóstej i przeczytać wstęp do działu oraz wybrać cztery, waszym zdaniem, najbardziej przydatne zaklęcia. Na jutro proszę wykonać wypracowanie na dwie stopy o wybranych zaklęciach. Do pracy ! – Hermiona otworzyła podręcznik i zabrała się za czytanie. Ron obok niej coś mamrotał na nauczyciela od zaklęć. Na stronę, którą dziewczyna czytała, spadł samolocik. Dziedziczka Slazara rozwinęła go i szybko przebiegła wzrokiem po treści.

Miona, możemy porozmawiać po lekcji?
D.M.

Zdziwiona dziewczyna uniosła wzrok znad pergaminu. Draco siedział dwie ławki przed nią w środkowym rzędzie. Był odwrócony do niej plecami. Hermiona wyciągnęła skrawek pergaminu.

Co się stało, Draco? – naskrobała szybko i posłała samolocik na ławkę blondyna.
H.R.

Odpowiedź nadeszła szybko. Uwadze Rona nie umknęło to, z kim Riddle koresponduje.

Dowiesz się później.
D.M.

Uniosła brwi. Westchnęła cicho i wróciła do czytania. Kiedy rozległ się dzwonek, dziewczyna szybko spakowała się, jednak jej liściki spadły pod ławkę. Ron schylił się po nie i szybko przeczytał. Jego twarz wyrażała wiele emocji.
 – Dziwka Malfoya! – wrzasnął na całą salę. Na jego szczęście profesor zaklęć już wyszedł z klasy. Riddle wyciągnęła różdżkę, a jej usta uformowały się, by wypowiedzieć klątwę, jednak ktoś był od niej szybszy... ** 
 *Robins i Hooper to nazwiska zaczerpnięte z książki jednak to nie są wbrew pozorom postacie kanoniczne. W książce są w niższych klasach od Harry'ego a u mnie będą na tym samym. Wraz z rozwojem akcji pojawi się więcej takich postaci. W książkach te osoby noszą inne imiona. U mnie są to : Julie Robins i Jack Hooper.
 ** Reakcja Rona zostanie wyjaśniona w kolejnym rozdziale.